wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział VII

Przepraszam za wszystkie błędy i długą nieobecność. Piszę tylko, gdy mam wenę, a ta przychodzi niestety dość rzadko. Dodatkowo mam masę nauki :/ Jednak w końcu wena przyszła i jest nowy rozdział. Wiem, nie ma tu akcji, za to wiele przemyśleń i opini, które zdradzając wam w sekrecie to owoce moich własnych rozmyślań Chciałam się po prostu nimi z komś podzielić. Obiecuję za to, że mnóstwo akcji pojawi się niedługo, ale więcej nie powiem. No cóż, nie pozostaje mo nic innego, jak życzyć wam miłej lektury! :)


Oczami Annie:
Wszystko wróciło do normy. Przeczytałam „Strażników” już kilkakrotnie. O Jacku nie dowiedziałam się niczego nowego. Za to z ciekawością przeczytałam o innych. Dowiedziałam się na przykład, że North to tylko nazwisko, a tak naprawdę ma naprawdę na imię Nicolas i dlatego dzieci nazwały go Mikołajem, Zębowa Wróżka ma małych pomocników, którzy pomagają jej zbierać zęby, a Zając posiada własne bumerangi. Codziennie spotykałam się z Jackiem i dyskutowaliśmy o książce. Pewnego dnia wpadł do mnie, jak zwykle, przez okno. Był zamyślony.
- Hej Jack! Czy coś się stało?
- Nie, nic... - odparł po chwili. - tylko zdałem sobie sprawę, że ty wiesz o mne wszystko. Opowiedziałem ci całą moją historię, wszystko, co sam wiedziałem o sobie. Natomiast ja o tobie nie wiem niczego.
Musiałam przyznać, to była prawda. Zawsze z wielką ciekawością słuchałam opowieści Jacka, ale o sobie nie chciałam mówić. Czym było życie zwyczajnej czternastolatki przy historiach Jacka Frosta, trzystuletniego ducha zimy, który pokonał Pana Koszmarów i starał się udowodnić dzieciom swe istnienie? Niczym. Dlatego spojrzałam na podłogę i odpowiedziałam, lekko zawstydzona:
- Nie ma o czym gadać. Nic specjalnego. Przecież...
- Wcale nie - przerwał mi i spojrzał w oczy. - Nie każdy zaprzyaźnia się z trzystuletnim chłopakiem z magiczną laską, nie każdy ucina sobie pogawędki z Mikołajem, nie każdy wierzy w Strażników i dostaje zaproszenie do ich bazy głównej. Annie, jesteś niezwykła. W sumie każdy człowiek jest. Myśli, opinie, marzenia - to wszystko czyni każdego z nas zupełnie wyjątkowym. Każdy jest inny niż reszta. Dlatego jest o czym gadać! - uśmiechnął się, kończąc swoją przemowę. Miałam ochotę go uściskać. Dawał mi tyle radości i motywacji. Dzięki niemu czułam się taka szczęśliwa.
- Od kiedy masz takie głębokie przemyślenia? - spytałam ze śmiechem.
- No wiesz. Trzysta lat to kupa czasu na myślenie. Wróćmy teraz z powrotem do naszego tematu. Nic o tobie nie wiem, a chciałbym.
- To... Może zadawaj mi po prostu pytania o rzeczy, których chciałbyś się dowiedzieć.
- Okej - zgodził się. - Pierwsze pytanie. Twoje przyajciółki. Jakie są? Dlaczego je lubisz?
- Hmmm... - zastanowiłam się. - Mam dwie przyjaciółki. Lou i Meg. Lou ma długie, rude włosy i masę piegów. Uwielbia czytać, oglądać bajki, słuchać muzyki. Gra na gitarze, skrzypcach, pianinie i wiolonczeli, bo jej oboje rodziców to muzycy i zaczynała grać jako pięciolatka. Marzy, by móc przenieść się do lat sześćdziesiątych, kiedy muzycy komponowali i grali, bo to kochali, a nie dla pieniędzy. Meg ma krótkie, kruczoczarne włosy i zawsze chodzi w skórzanej kurtce. Słucha metalu, ale tańczy w balecie. Kocha zwierzęta. Ma dwa psy, kota, rybki, jaszczurkę, papugę i jeża. Jest uzależniona od żelek i czekolady i jest obdarzona niezwykłym talentem plastycznym. Obydwie są bardzo śliczne, wesołe, zabawne, empatyczne, lojalne i mocno ześwirowane, tak jak ja. Dlatego je lubię.
- Dobrze, drugie pytanie. Jakie masz plany na przyszłość?
- Szczerze to niewiele się nad tym zastanawiałam - odparłam. - Wiem, że chciałabym podróżować, zobaczyć świat. Marzę też o tym, by zrobić, wymyślić coś nowego, coś, co zmieni świat. Chciałabym, żeby gdy już odejdę coś po mnie pozostało. Wiadomo, są wspomnienia, ale i te z czasem zanikną. Pragnę zrobić coś, co sprawi, że ludzie o mnie nie zapomną.
- A muślisz już o jakimś zawodzie? - spytał Jack. Najwyraźniej moje odpowiedzi zrobiły na nim wrażenie, gdyż przypatrywał mi się z podziwem. Mówiłam szczerze, to co myślałam i ucieszyłam się Jack to szanuje.
- Zawód? Może jako jakiś naukowiec. Nie wiem, mam jeszcze trochę czasu.
Jack zastanawiał się nad kolejnym pytaniem, a ja bawiłam się palcami.
- Mam! - zawołał w końcu. - A stereotypy? Denerwuą cię?
- Trochę dziwne pytanie... - stwierdziłam. - Jasne, że mnie denerwują. Jestem blondynką, a to mówi samo za siebie. Ludzie z góry biorą mnie za idiotkę, bez powodu. Może czasami palnę jakieś głupstwo, a ci już mówią „Ah, blondynki...”. Przecież każdemu z nas zdarza się powiedzieć coś głupiego, prawda? Wkurzają mnie też stereotypy dotyczące nastolatek. Starsi myślą, że wszystkie do głupiutkie, puste, zakompleksione damulki, które myślą tylko o chłopakach i wyglądzie. Dodatkowo, w tym przekonaniu utwierdzją ich filmy, w których dziewczyny są przedstawione właśnie w taki sposób. Istnieją takie typy, ale przecież większość z nas to wartościowe osoby, z ciekawymi zainteresowaniami, zdolnymi myśleć nie tylko o kolorze szminki, ale i o ważnych sprawach.
- I kto tu mówi o głebokich przemyśleniach? - zaśmiał się Jack. - Kolejne pytanie. Czy jest coś, o czym marzysz, ale niemożliwego do spełnienia? Coś, czego nigdy nie osiągniesz, choć badzo tego pagniesz?
- Jasne! - odpowiedziałam bez zastanowienia. - Chyba każdy ma coś takiego. Chciałabym, by ludzie się nie zabijali, byli szczęśliwi, nie umierali z biedy i głodu. Żebyśmy nie niszczyli przyrody, dzięki której wszyscy istniejemy. Ona nas karmi, daje nam tyle rzeczy, a my jak jej się odpłacamy? Niszcząc i dewastując!
- Spodobałabyś się Matce Naturze... - powiedział Jack. Już miałam się spytać, o co mu chodzi, gdy zadał kolejne pytanie. - Mówiłaś, że każdy ma coś, o czy marzy. A ty? O czym marzysz? Jeśli oczywiście to nie jest twoja prywatna sprawa - dodał.
- Nie, oczywiście, że ci powiem. Muszę wyznać, że ostatnio moje dwa marzenia się spełniły.
- Serio? - spytał. - Jakie?
- Przeżyłam coś, co nie spotyka wiele ludzi. Co zdarza się jedynie w filmach i książkach. Poznałam ciebie - w tym momencie lekko się zarumieniłam i spojrzałam lekko zawstydzona na podłogę. Dodatkowo znalazłam również osobę, która mnie rozumie i przy której mogę szczerze mówić, co myślę. Zabawne, bo tą osobą również jesteś ty.
Nie zdąrzyłam nawet na niego spojrzeć, bo obiął mnie mocno ramionami i przytulił do piersi. Na początku byłam jeszcze bardziej zmieszana niż wcześniej, lecz potem zaczęłam się dosłownie roztapiać ze szczęścia. On istniał. Ktoś, kto mnie rozumie. Ktoś, kogo rozumiem ja. Ten przyjacielski uścisk znaczył dla mnie tyle, że aż się wzruszyłam. Otarłam policzki z łez.
- Wiesz, już wszystko co chciałeś wiedzieć? - spytałam, gdy w końcu mnie puścił.
- Mam jeszcze kilka pytań, ale odpowiesz mo na nie następnym razem.
- Z chęcią.

Oczami Jacka:
Ku memu zdziwieniu nie byłem zawstydzony poprzednim spotkaniem. To był przyjacelski uścisk. Gest podziękowania. Przyjaciółka. Miałem przyjaciółkę. Następnego dnia wpadłem do Northa. Po małej kłótni z bandą yeti w końcu udało mi się zamienić z nim kilka słów.
- Hej, North - zacząłem. - Wiesz, wspominałeś niedawno, że Annie, moja przyjaciółka (mówiąc to, poczułem wielką satysfakcję) mogłaby kiedyś wpaść do naszej bazy.
- Masz rację... - odpowiedział North, przeglądając jakąś długą listę. Zbliżały się święta i czekała go masa pracy.
- To... Kiedy mogłaby wpaść? - spytałem.
North odwrócił wzrok od papierów i spojrzał na mnie wesoło.
- Może za tydzień? Wtedy przygotowania do gwazdki ruszą pełną parą i Annie zobaczy nas w pełnej okazałości. Zwołamy innych Strażników, może przygotujemy jakieś małe przyjęcie...
- Dzięki! - przerwałem mu rozentuzjazmowany. - To wspaniale! Lecę o tym jej powiedzieć!
North pokiwał z uśmiechem głową i zawołał za mną:
- Leć! Do zobaczenia, Jack! Nie zapomnij pozdrowić ode mnie twojej znajomej.
- Dobrze! - wrzasnąłem. Po chwili już leciałem. Droga dłużyła się niemiłosiernie, chociaż leciałem najszybciej, jak potrafiłem. W końcu wylądowałem na parapecie w pokoju Annie i wślizgnąłem się do niej przez okno. Siedziała akurat przy biurku, odrabiając lekcje.
- Witaj Jack! - zawołała.
- Hej! Muszę ci coś powiedzieć - uśmiechnąłem się. - Za tydzień!
- Co za tydzień?
- Możesz przyjść do domu Northa, naszej bazy! Super, co nie?
- Jasne! - zawołała Annie, lecz bez wyraźniejszego entuzjazmu.
- Nie cieszysz się? - spytałem.
- Oczywiście, że cieszę, ale też okropnie się denerwuję. Poznam innych Strażników, nie wiem co mam robić, jak się zachowywać.
- Spokojnie! Mówiłem im o tobie. Na pewno cię polubią.
- Jesteś pewien? - zapytała cicho.
- Pewnie! Jako pierwszy śmiertelnik zobaczysz dom Northa.
- Tak... - odparła rozmarzona. - Annie, pierwsza śmiertelna przyjaciółka Starażników - potem rozpostarła ręce przed siebie, jakby już widziała przed oczami ten podpis.
- Najlepsza - dodałem. Uśmiechnęła się do mnie tak promiennie, że miałem ochotę skakać z radości.

piątek, 1 lutego 2013

Wiersz

Przez przypadek usunęłam wspaniały wierszyk mojej przyjaciółki i czytelniczki bloga, Naty. Wsadzam go jeszcze raz. Jest genialny. Nata, ty poeto :3

Gdzieś tam daleko jest błękitny świat
Tam, gdzie słychać wesoły dźwięk sani
O nim to Annie marzy od lat
Niektórzy na szczęście są tacy sami
Bo gdy Annie w nocy szuka gwiazd na niebie
Niektórzy robią to samo dokładnie
Tak, Annie; ktoś rozumie ciebie
Patrzy czy jakaś może nie spadnie
Wierz mocno w tą tajemniczą osobę 
Którą widujesz tylko, gdy wierzysz, że istnieje
Nie traktuj wiary jako złą chorobę
Bądź z niej dumna, wtedy nie zmaleje
Niedługo zobaczysz gwiazdę
Piękniejszą niż wszelkie ozdoby
A zobaczysz ją w niebieskich oczach 
Tej niezwykłej, tajemniczej osoby
I już w tym dalekim świecie ponad niebem
Jaskółki plotkują swym pięknym śpiewem
Ponad chmurami i deszczem, gdzieś tam
Śpiewają: Jack Frost już nie jest sam.