sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział XVIII

Pozdrowienia z Półwyspu Helskiego! Rozdział dedykuję Ali, która FD co prawda nie czyta, ale porawiła cześć tego rozdziału :) Wcześniej się dużo działo, więc ten rozdział jest... Spokojniejszy. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam miłej lektury i prosić o komentarze; miłe czy nie - dają motywację :D

Oczami Jacka:
Wciąż nie mogłem w to uwierzyć! Wydawało mi się to zwykłym mirażem, fatamorganą. Żałowałem tylko, że nie mogłem się obudzić, zostawiając koszmarne zdarzenie jako zwykłą fantazję i wyruszyć w świat, cieszyć się życiem i wolnością. Niestety to nie był sen. Ciągle widziałem oczami wyobraźni te ciemne, martwe oczy, wpatrujące się we mnie bezlitośnie, wręcz przewiercające na wylot. Potem te jej słowa, wypowiedziane głosem przypominającym coś między skrzypienem drzwi, a warkotem silnika. Powiedziała, że powstała dzięki urazie, żywionej wobec mnie. W głebi serca, miałem nadzieję, że ta istota, w którą przemieniła się Annie zawładnęła jej świadomością. Nie chciałem przyjąć, że powiedziała to, co naprawdę myślała. Miała jednak rację. Gdyby nie ja, znikający bez wyjaśnień, Mrok nie przekabaciłby jej na mroczną stronę. Żywiła wobec mnie smutek, rozczarowanie, gorycz, a Pan Koszmarów jako mistrz perswazji z łatwością to wykorzystał. Co się teraz stanie, zastanawiałem się. Z monologu Mroka wynikło, że szykuje on coś naprawdę groźnego. Co oznaczałoby unicestwienie Strażników? Czy po prostu stalibyśmy się niewidzialni? Czy Stracilibyśmy swoje magiczne siły, a może i nieśmiertelność? Czy... Nie mogłem dokończyć myśli. Czy moglibyśmy umrzeć? Nigdy nie zastanawiałem się nad śmiercią. Jestem nieśmiertelny, więc ten temat jakby mnie nie dotyczy. Ale, gdyby nie pozostał nikt wierzący... Koniec! Nie mogłem się depresjonować. Zamrugałem kilkakrotnie powiekami, aby się otrząsnąć. Siedziałem na drewnianym parapecie, w jednym z licznych pokoi Bazy Głównej. Zaszyłem się tu w nadzei na odrobinę spokoju, aby pozbierać myśli po wczorajszych wydarzeniach przy Stonehenge. Rozmyślania nie przyniosły jednak ulgi, a falę bólu. North zakazał nam wszystkim opuszać bazy. Kolejne spotkanie z Mrokiem mogło nastąpć w każdej chwili, a my musieliśmy być gotowi. Głęboko westchnąłem, wstałem i spojrzałem  w okno. Ogromny Księżyc wznosił się powoli po nieboskłonie. Była pełnia. Jego blask wpadał do pokoju, barwiąc podłogę białawymi smugami. Na niebie lśniły już pierwsze gwiazdy. Machnąłem kijem i okno otwarło się z cichym stuknięciem. Do pomieszczenia wpadł ostry lodowaty wicher, ale mi nie sprawiało to problemu jako, że byłem duchem zimy. Spojrzałem na srebrną tarczę.
- Dlaczego?! Dlaczego stawiasz na mojej drodze tak wiele przeszkód? - zapytałem. Choć szczerze wątpiłem w to, że Księżyc odpowie, to musiałem się wyrzyć, dać upust zkumulowanym emocjom. - Na początku odebrałeś wspomnienia, pozostawiłeś samego, skazany na samotność przez setki lat. Potem mianowałeś Strażnikiem, choć nie wiedziałem dlaczego. Teraz to. Gdy zacząłem się do kogoś przywiązywać, odbierasz mi go, zmieniasz we wroga. Cóż zrobiłem nie tak? Wiem, że nie odpowiesz. Ale choć jedno słowo. Jeden znak. Pozwól mi zrozumieć. 
W moim głosie usłyszałem lęk, żal, troskę, samotność. Nagle Księżyc przysłąnęły czarne pierzaste chmury. Odwróciłem wzrok od okna i rozejrzałem się po pokoju. W ciągu tych pięciu lat bycia Strażnikiem nieświadomie przywłaszczyłem sobie ten pokój. Nie miałem pałacu, jak Zębowa Wróżka, ani ukrytej krainy Zająca. Za to nie wiadomo dlaczego przywiązałem się do tego pomieszczenia. Ściany, podłoga i sufit były drewniane. Na posadzce znajdował się gruby biały dywan. Przypominał trochę śniegowy puch i to może dlatego tak mi się podobał. Znajdowało się tam również kilka szafek i regałów. Jeszcze pięć lat temu były puste. Teraz zapełniły się zgromadzonymi przeze mnie przedmiotami. Było tu kilka książek, które pożyczyłem z ogromnej biblioteki Northa i zapomniałem ich oddać, śnieżka, którą zaczarowałem tak, aby nigdy nie topniała, a także kilka podarunków od Strażników. Duże jajko wielkanocne, pomalowane w śnieżynki, które dostałem od Zająca w zeszłym roku na Wielkanoc, pudełko z moimi zębami, dziwna matryjoszka, którą wykonał dla mnie North. Kiedyś pokazał mi swoją, a potem postanowił zrobić mi własną. Była tu również kula śnieżna, tyle, że zamiast śniegu sypał się w niej zaczarowany pył Piaska. Na jednej ze ścian wisiał obraz, podarowany przez Annie. Nagle moje rozmyślania przerwał krzyk gdzieś na korytarzu. Wybiegłem zdezorientowany, nie wiedząc czego się spodziewać. Zastałem tam Jacka i Rosalie. Ta druga cała była wysmarowana pomarańczową mazią i białawymi pestkami. O'Lantern tarzał się po podłodze, dusząc ze śmechu. Gdy Natura strzepnęła część substancji z twarzy, włosów i ubrania, spojrzała na patrona Halloween i w jednej chwili rzuciła się na niego. Ten jednak był szybki, przetoczył się, wstał i pobiegł korytarzem, a Rosalie za nim. Przypatrywałem się tej niecodziennej scenie z uśmiechem na ustach. Po kilku minutach wróciła uśmiechnięta od ucha do ucha Rosalie.
- I co? - zapytałem.
- Zamknęłam go w olbrzymim pąku róży - odparła z niemałą satysfakcją. - Będzie na następny raz pamiętał  żeby nie zadzierać z Matką Maturą.
- A co tak właściwie zrobił?
 - Wrzucił mi do pokoju ogromną dynię. Gdy tylko jej dotknęłam, wybuchła! 
- Hahahaha - zacząłem się śmiać. Coraz bardziej lubiłem tego malucha. - Niezły jest.
- Tak, na pewno. Nie śmiej się to wcale nie jest śmieszne! Wypowiedział mi wojnę. Mam zamiar się zemścić. Nic mu nie mów, dobrze?
- Oczywiście - zapewniłem, mrugając porozumiewawczo. Rosalie wróciła do swojego pokoju. Ja postanowiłem się przejść po Bazie. W czasie spaceru natchnąłem się na Northa, który poprosił mnie, abym zwołał wszystkich na spotkanie. Potrzebowałem czegoś do zrobienia, więc ucieszyłem się. Odnalazłem Piaska, Zająca, Wróżkę, Naturę, ale ani śladu O'Lanterna. Gdy zebraliśmy się w jednej z licznych sal Bazy Głównej, Mikołaj nakazał nam usiąść przy długim stole.
- Są wszyscy, to dobrze! A nie. Oczywiście Jack gdzieś zniknął - mruknął North, wznosząc oczy ku niebu. 
- Nigdzie go nie znalazłem - odpowiedziałem na usprawiedliwienie.
- On... Zaraz powinien się tu zjawić - powiedziała tajemniczo Rosalie. Spojrzałem na nią pytająco, a ona posłała mi porozumiewawcze spojrzenie. Miała rację. Po zaledwie kilku minutach do pokoju wpadł Jack. Miał wywieszony język, a dłonie zacisnął w piąstki.
- Co się stało? - zapytał zdziwiony North.
- Prezent... Słodycze... Wody! - wrzasnął. Mikołaj klasnął w ręcę, a do sali wbiegło kilka elfików, trzymających dużą butelkę wody. O'Lantern chwycił ją zaczął łapczywie pić. Gdy butelka była już pusta, a miała z półtora litra pojemności, Jack rozejrzał się. Zatrzymał spojrzenie na Naturze. Wyciągnął oskarżycielsko palec i krzyknął:
- Ty!
- To ty zacząłeś tę zabawę - odpowiedziała niewinnie. Maluch spojrzał na nią morderczo, a następnie usiadł obok mnie, rzucając jej co chwilę spojrzenia spode łba.
- Ja się zemszczę. I pomyśleć, że uważałem cię na początku za niezłą dziewczynę - mruknął sam do siebie, tak że nie usłyszał go nikt, oprócz mnie.  - Ma charakterek, bez wątpienia. Rzuciła mi wyzwanie!
- Ekhem - odchrząknął North, starając się zwrócić na siebie uwagę. - Skończyliście już? Możemy zaczynać?
Wszyscy potaknęli.

Oczami Annie:
Po przemianie czułam się dziwnie. Trochę tak, jakby ktoś oprócz mnie samej mieszkał w moim ciele. Cichy, gniewny głosik podszeptywał mi cały czas mroczne rozwiązania, jak ten diabełek, który w chwilach wachania pojawiał się na ramieniu postaci z kreskówek, ale gdzie podział się aniołek? Głos zachęcał do posuszeństwa Mrokowi oraz nienawiści do Jacka i Strażników. Nie mogłam się mu oprzeć. Gdy zniknęliśmy ze Stonehenge, przybyliśmy do bazy Mroka. Ten pokazał mi jakiś pokój, w którym mogłabym rezydować. Było to mroczne pomieszczenie o ścianach pokrytych szaro-białą pasiastą tapetą, pozdzieraną w niektórych miejscach. Jedynymi meblami było duże żelazne łóżko i wysoka, bogato zdobiona szafa. U sufitu wisiał pokryty pajęczynami żyrandol, a drewniana podłoga była zasłana upiornymi zabawkami. Były tam rozprute misie z zwisającymi smętnie brudnymi łapkami, lalki bez oczu, w potarganych sukienkach, żołnieżyki pozbawione kończyn. Całość przywodziła na myśl jakiś senny koszmar, ale w końcu znajdowałam się w domu Pana Cieni. Nie odczuwałam strachu dzięki tajemniczemu głosowi w głowie. Zmęczona zdarzeniami dzisiejszego dnia, od razu ułożyłam się na łóżku i zasnęłam, usypiana przez jakąś starą pozytywkę, ukrytą wśród zabawek. 
***
- Dobrze spałaś? - zapytał Mrok. Siedzieliśmy w sali, w której piliśmy kiedyś herbatę. Teraz    Pan Koszmarów znów poczęstował mnie swoim ulubionym napojem. Patrząc w filiżankę białej cejlońskiej herbaty odpowiedziałam:
- Tak, dziękuję - mój głos mnie przerażał. Było to skrzeczący, głęboki warkot. Zawsze tak wyobrażałam sobie ton, jakim mówiły kobiece potwory i czarownice w książkach, które czytałam. Przed herbatką Mrok pokazał mi lustro, a ja się przeglądnęłam w nim. Przerażałam siebie samą. Mój głos, moje oczy i włosy, mój strój. Miałam ochotę uciec jak najdalej od tego widoku. Jednak nie mogłam uciekać przed samą sobą. Zaczęłam się buntować przeciwko własnej osobie, ale cichy tajemniczy głosik stłumił moje emocje. Byłam uwięziona we własnym ciele. Nie panowałam nad swoimi gestami, wypowiedziami.mzupełnie tak, jakby Głos przejmował powoli nade mną panowanie. A co jeśli ja zniknę zastąpiona przez to stworzenie? Nie! Nie pozwolę na to.
- Zapewne zastanawiasz się, co dalej - Czarny Pan przerwał moją wewnętrzną walkę. Potaknęłam, nie całkiem świadoma tego co robię.
- Jesteś pierwszym członkiem Armii Cienia. Pierwszym, ale nie jedynym. Stworzymy armię podobnych tobie. Najpierw zwerbujemy najsłabsze dziecięce ogniwa. Dzieci porzucone, zranione, smutne. Takie, jak ty.
- Rozumiem - wyharczałam. - To bardzo dobrze.
Tak naprawdę nie uważałam, że to dobrze. To było beznadziejne. Głęboko współczułam tym wszystkim niewinnym istotom, które upodobnią się do mnie za sprawą czarów Mroka. Chciałam powstrzymać Pana Koszmarów, ale sama nie umiałam opanować nawet własnego ciała.
- Mam już na oku kogoś idealnego do roli przywódcy Armii. Wybacz, ale moje odziały potrzebują twardej męskiej ręki, a ty, no cóż, jesteś po prostu za miękka.
- Oczywiście - powiedziałam, wbrew mojej woli. Choć moja kamienna na twarz o czarnych pustych oczach pewnie tego nie zdradzała, to właśnie toczyłam wewnętrzną walkę z Głosem.
- Czeka nas wycieczka - powiedział Mrok uśmiechając sę drapieżnie. Jego białe rekinie zęby błysnęły niebezpiecznie, gdy wyciągnął ku mnię swą dłoń. Ja wiedziałam co mnie za chwilę czeka. Nieprzyjemne zawroty głowy podczas teleportacji. Nie chciałam z nim nigdzie iść, pragnęłam stąd jedynie uciec. Głos znowu jednak zrobił coś wbrew mnie. Podałam Czarnemu Panu dłoń i wszystko dokoła rozmyło się w chmurze czarnego piachu.

6 komentarzy:

  1. ha! pierwsza! Rozdział fajny, ale mało tu akcji. i + za tak szybkie dodanie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ponownie! :D
    Rozdział spokojny, to fakt, ale nie musisz się przed nami tłumaczyć z tego powodu ;) Annie cały czas gdzieś tam jest, strzelam, że w końcu jakieś silne uczucia pozwolą jej wygrać z tym Głosem i wróci stara Annie.
    Z fabuły raczej nie napiszę już nic więcej, ale wybacz - nieprzespana noc i te sprawy...
    Natomiast co do błędów:
    - zastanawiam się nad słowem "depresjonować"; nie wydaje mi się, żeby takie istniało, a fakt, że właśnie zostało podkreślone tylko utwierdza mnie w tych wątpliwościach
    - "Na początku odebrałeś wspomnienia, pozostawiłeś samego, skazany na samotność przez setki lat." skazanego
    - kiedy O'Latern robi figla Rosalie jest literówka "Matka Matura"
    - "Ja postanowiłem się przejść po Bazie. W czasie spaceru natchnąłem się na Northa" natknąłem
    - "Przed herbatką Mrok pokazał mi lustro, a ja się przeglądnęłam w nim." błagam, "przejrzałam"
    - "Nie panowałam nad swoimi gestami, wypowiedziami.mzupełnie tak, jakby" m się zamiast spacji wkradło i jednocześnie Shift się nie wcisnął

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział spokojny, to fakt, ale przecież i takie notki muszą być :3 Mam nadzieję, że w kolejnym będzie więcej akcji. No, i myślę, że wstawisz go tak szybko jak ten :)
    Nie zostaje mi nic innego, jak życzyć weny i powodzenia w pisaniu :3
    Pozdrawiam,
    ~Shade

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę świetny rozdział. Historia Annie ciraz bardziej zaczyna przypominać mi historię Terry z młodych tytanów. Mam tylko nadzieję że ta historia skończy się lepiej...
    Tak czy inaczej z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
    Pozdrawiam:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam "coraz", nie mogę przyzwyczaić się do dotykówki.
    Jeszcze raz pozdrawiam i zapraszam do siebie
    www.Frozenlove-blog.blogger.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nastepny rozdział ?? A i super rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń