piątek, 22 listopada 2013

Rozdział XXII

Nie pisałam już od ponad miesiąca. Wiem i naprawdę strasznie mi przykro. Nie porzuciłam bloga. Widziałam jak na chacie pisaliście, żebym coś wsadziła, MMagie mnie uspawiedliwiała. Tak, to prawda, nasza szkoła jest strasznie wymagająca. Mam zwyczaj mówić, że siedzę w niej osiem godzin tylko po to, żeby wrócić do domu i siedzieć aż do wieczoru nad zeszytami Pewnie niewiele osób przeczyta ten rozdział, bo wiele straciło nadzieję. Naprawdę jest mi przykro, o Frozen Dreams nigdy nie zapomniałam, po prostu... no nie potrafię tego wyjaśnić. Wiecie jak to jest, gdy wie się co trzeba napisać, ale kompletnie nie ma pomysłu jak to ubrać w słowa? jeśli tak, to macie obraz mnie w ciągu poprzedniego miesiąca. Dlatego rozdział, może i krótki, może i nudny, dedykuję wszystkim, którzy we mnie wierzyli :)

Oczami Jacka:
Unikałem jej. Tak, unikałem. Po prostu nie mogłem znieść jej widoku po tym wszystkim, co się wydarzyło. Na samą myśl o pocałunku robiłem się czerwony ze wstydu. Wtedy, na chwilę wyłączyły się wszystkie moje obawy i uczucia. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale uratowało to Annie. Rozmyślałem tak, siedząc na dachu domu Northa. Od Bitwy minęło półtora tygodnia. Ann wciąż mieszkała w Bazie. Dach był jednym z niewielu miejsc, w których raczej nie spotkałbym dziewczyny. Miałem z tego powodu wyrzuty sumienia. Miałem nadzieję, że jeszcze nie spostrzegła tego, że unikam spotkania. Dręczyła mnie również inna sprawa. Cały czas zastanawiałem się co jest ze mną nie tak. Pamiętam doskonale, kiedy Annie czytała mi fragmenty i opowiadała o książkach. Ludzie stamtąd zakochiwali się w drugiej osobie raz, a nieodwołalnie, aż do śmierci. Ja natomiast, a raczej moje serce nie mogło się najwyraźniej zdecydować na emocjonalne ustatkowanie. Tuż po tym jak stałem się Strażnikiem i pierwszy raz pokonaliśmy Czarnego Pana, zadurzyłam się w Toothianie. Wiem, że może to głupie, ale była przecież taka ładna, urocza, wiecznie czymś podekscytowana. Następnie zauroczenie Rose. Może i było to uczucie podsycane przez jej magię, ale i tak coś między nami było. A teraz, ledwie zakończyłem "związek" z nią, już pocałowałem Annie. To było idiotyczne! Czy tylko ja czasami miałem ochotę przeprowadzić poważną rozmowę z moim sercem? To były dziwne, niespokojne dni. Czekaliśmy na następny krok Mroka. Siedzieliśmy z założonymi rękami, wciąż jednak gotowi do działania, niczym zwierzę, które spina wszystkie mięśnie, szykując się do ucieczki. Miałem tego serdecznie dość. Szczerze mówiąc, miałem dość wszystkiego i wszystkich. Zaczynałem się robić nieznośny, unikałem towarzystwa i rzadko się odzywałem, a jeśli już, to jedynym, na co było mnie stać były złośliwe uwagi. Chyba zasłużyłem na rózgę.

Oczami Annie:
Spędziłam już w bazie półtora tygodnia. Nie zamieniłam z Jackiem od tego czasu ani słowa. Na początku to ignorowałam, teraz jednak zaczynałam mieć już serdecznie dosyć jego zachowania. Wciąż było mi głupio, przecież zdradziłam Strażników. Oni jednak nie byli źli, było im mnie wręcz żal. No może z wyjątkiem Jacka, on był zły cały czas. Zdawałam sobie sprawę, że ma do tego prawo, ale mógł chociaż coś powiedzieć. Zaczynał mnie mocno denerwować. Tymczasem North kilka razy rozmawiał ze mną o mojej przemianie i planach Mroka. Opowiedziałam o wszystkim, co wiedziałam, jednak zaznaczałam, że nie mam pojęcia, co teraz zrobi Mrok. Był zupełnie nieprzygotowany na porażkę, tym bardziej remis. Chciał wszystko zakończyć, raz na zawsze pokonać Strażników. Tymczasem Jack... zrobił, co zrobił i Strażnikom udało się uciec. Czarny Pan i tak zniszczył wielu naszych przyjaciół. Ząbek stwierdziła, że brakuje stu pięćdziesięciu wróżek, North orzekł, że czterech yeti straciło życie, a Rosalie mówiła o sześćdziesięciu dwóch nimfach. Co do tej ostatniej, to czekało mnie niemałe zaskoczenie. Spodziewałam się, że Matka Natura będzie pusta i wredna. Tymczasem, traktowała mnie bardzo dobrze. Była pełna empatii i nawet raz nie spojrzała na mnie krzywo z powodu Mroka. Mam wrażenie, że już kiedyś się z nim spotkała, bo kiedyś, gdy przyszłam do jej pokoju, a ona stwierdziła, że wcale się nie dziwi temu, że przeszłam na jego stronę. Jest oszałamiająco charyzmatyczny i potrafi tak operować ludzkimi uczuciami, że nie wiesz już co jest dobre, a co złe. Teraz siedziałam na parapecie okiennym i wpatrywałam się w bezkresną lodową pustynie bieguna północnego. Szalała burza śnieżna, więc podejrzewałam, że Jack siedzi na dachu i daje upust emocjom. Robił to często. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Obejrzałam się i odpowiedziałam:
- Proszę! 
Do pomieszczenia weszła powoli Rosalie. Na włosach miała wianek upleciony z fioletowych i białych krokusów o bardzo długich łodyżkach, a ubrana była w białą sukienkę do kolan. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Jeszce tu chyba nie była. Po ostatnich wydarzeniach każdy Strażnik otrzymał w Bazie głównej pokój do własnej dyspozycji, ja również. Kiedy byłam tu po raz pierwszy nikt z grupy, nie pomyślałby nawet o noclegu w domu Northa, teraz było jednak inaczej. Mój pokój miał drewnianą podłogę i ściany jak większość sal w tym miejscu. W ścianie na przeciwko mieściło się okno z dużym parapetem, na którym się teraz siedzę. W rogu stoi proste łóżko, a obok niego szafa. Nie mam żadnych rzeczy, wszystkie moje książki, ubrania są w domu. Matka Natura siada niepewnie na łóżku. Po chwili dołączam do niej. Nie ma już między nami żadnej niechęci, jednak przez kilka chwil mierzymy się wzrokiem, nikt nie chce zacząć rozmowy. Nie mam zamiaru pytać się jej, po co przyszła, gdyż sama wielokrotnie nawiedzałam jej wiecznie zielony pokój, aby nie czuć się tak okropnie samotna. Ząbek ma masę pracy, musi zarządzać wróżkami, nawet teraz, z Bazy. Nie ma więc mowy o spotkaniu i pogadaniu. Rosalie natomiast, jakby to ując, ma wolne. Jest zima i przyroda zasnęła, oczekując wiosny. W końcu stwierdzam, że nie możemy milczeć w nieskończoność.
- Musisz mnie nienawidzić - mówimy równocześnie i po chwili spoglądamy na siebie zaskoczone.
- Niby czemu miałabym cię nienawidzić? - pytam.
- Tobie mogłabym zadać to samo pytanie - odpowiada Rose.
Wzdycham. To chyba logiczne.
- No przecież... - zaczynam niepewnie. - Jack... Jack... - nie mogę z siebie tego wydusić. - Pocałował mnie. Wiem przecież, że między wami coś było - tu zerkam na nią znacząco. Ona jednak tylko kręci głową.
- To trochę bardziej skomplikowane.
- Mamy czas.
- No dobrze - daje za wygraną Matka Natura i zaczyna opowieść. Zaczyna od swojej historii, od samego początku. Przeżywam szok, dowiadując się, że jej ojcem jest Mrok. Gdy jednak się uspakajam, kontynuuje swój monolog. Mówi o ucieczce, nimfach, pierwszej i jedynej miłości, jaką przeżyła, losie Johnatana. Następnie przechodzi do historii, która rozegrała się niedawno. Powołano ją na Strażniczkę, każąc, aby stanęła przeciwko własnemu ojcu. Choć go nie znosiła, musiałam przyznać, że był to okrutny los. Wiedziała jednak, że nie może pokazać słabości, bo Strażnicy by ją wykluczyli, wiedząc, że jest niezdolna do wykonania powierzonej misji. Potem zauważyła, że Jack się dziwnie zachowuje. W końcu się domyśliła. Opisała swoją moc do utrzymywania emocji. 
- Jakim cudem w takim razie cię lubię? Przecież nie znosiłam twojego widoku na początku - wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Rosalie jednak nie wydała się urażona.
- Jestem dobrym duchem - odpowiedziała. - Więc utrzymuję tylko dobre uczucia. Na co mi moc, która sprawia, że ludzie mnie nienawidzą?
Brzmiało logicznie, więc potaknęłam, a Matka Natura wznowiła opowieść. Co mnie dziwi, stwierdza, że Jack nigdy się jej nie podobał, w najmniejszym stopniu. Spodziewałam się między nimi płomiennego uczucia, a tymczasem... Gdy opisywała jego pocałunek, wydawała się rozbawiona. Wreszcie jej opowiadanie dobiega końca.
- Dlatego powinnaś mnie nienawidzić - podsumowała Rosalie. - Rozkochałam ws obie twojego chłopaka, a potem go rzuciłam.
Zarumieniłam się. Nazwała go moim chłopakiem.
- Wcale go w sobie, nie rozkochałaś - odpowiedziałam. - To jego wina.
Matka Natura zachichotała. To naprawdę fantastyczna osoba. 
- Jack po prostu nie przywykł do tego typu emocji. No wiesz, przez ponad trzysta lat żył samotnie, za jedynego kompana mając wiatr, a wcześniej, gdy był człowiekiem bliski kontakt miał tylko ze swoją młodszą siostrą. 
- Tak - odpowiedziałam sucho. Nie mam zamiaru go usprawiedliwiać. Rose obserwowała mnie.
- A jak jest między wami? - spytała. 
- A jak ma być?
- No sama nie wiem. Ale wydaje mi się, że on naprawdę coś do ciebie czuje.
Zirytowałam się.
- Tak? Niby czemu? Cały czas mnie unika, jest wciąż zły.
- Wcale nie. On po prostu czuje się zagubiony, tylko tyle.
- Może i kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Zanim on mni opuścił, a ja poczułam się zdradzona i przeszłam na stronę Mroka. Ale teraz nic do niego nie czuję. Nic, a nic! - uświadomiłam sobie, że ostatnie słowa wykrzykuję, jakby chcąc raz na zawsze odgrodzić się od Jacka. Matka Natura przyglądała mi się badawczo, a po chwili mówi zagadkowo.
- Umiem to rozpoznać. Za dużo w życiu widziałam, żebyś to przede mną ukryła.
- Niby co? - nic nie zrozumiałam.
- Kochasz go. Możesz się tego wypierać, ale to prawda. Żyłam kilka tysięcy lat, widziałam miliony ludzi zakochanych. To samo spojrzenie, ból, że się nie przebywa z drugą połówką, nawet tak samo się wszyscy tego wypieracie.
Chciałam zaprostestować, ale przecież to nie miało sensu. Ona wiedziała i miała rację. Przyłożyłam więc tylko dłonie do twarzy, ale po chwili spuszczam je, czując na policzkach słone łzy.
- Tak... - odpowiadam drżącym głosem. - Tak, kocham tego cholernego idiotę! Niestety...
W tym momencie drzwi do pokoju otwarły się gwałtownie i stanął w nich Jack. Patrzył w podłogę, więc otarłam szybko twarz, żeby nie zauważył, że płaczę.
- O co chodzi? - spytała go Rosalie sucho. Ona również była na niego trochę zła, bo unikał nie tylko mnie, ale wszystkich Strażników również. Byłam jej wdzięczna, bo nie wiem, czy sama bym się odezwała. Dopiero teraz zauważyłam kartonowe pudło, które trzymał w rękach.
- Byłem u ciebie w domu - odparł. - Przyniosłem trochę twoich rzeczy.

11 komentarzy:

  1. Och nareszcie niemogłam się doczekać:-) jak zwykle niesamowity rozdział oby tak dalej :-) :-) :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział!!!!!!!!!!!!!!!!
    Coś czułam że za niedługo wstawisz nowy. Nie zawiodłaś mnie, ani reszty czytelników. Oby wena cię nie opuściła.
    ***Niki***

    OdpowiedzUsuń
  3. Znajdę Cię i zatrzelę... Nie żeby mi sie nie podobało czy coś, ale jak można skończyć w takim momencie? Ja się założę (sama ze sobą, ale to szczegół), że Dziadek Zima tam stał i posłuchiwał :DD

    Zapraszam na mojego bloga również o Strażnikach:
    http://tasogare-tsutae.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Niezwykły rozdział ( jak zawsze ) . Czytam twojego bloga od samego początku , każdy wpis jest po prostu magiczny . Te wszystkie opisy uczuć , dialogi . O

    OdpowiedzUsuń
  5. Hurray, hurray, nowy rozdział! :D
    Oj, tak, doskonale znam uczucie, kiedy nie mogę ubrać tego, co siedzi w mojej łepetynie, w słowa, nawet aż za dobrze xD
    Może i krótki, ale nie uważam, żeby był nudny. Zbudowałaś całkiem fajną relację między dziewczynami i miałaś dobry (w każdym razie w moim subiektywnym odczuciu) pomysł na scenę babskiej rozmowy między nimi ;)
    Wrażenie troszkę zepsuła zmiana narracji, czyt. mniej więcej w momencie, gdzie Rose wchodzi do pokoju Ann i "dookoła" tego fragmentu piszesz w czasie teraźniejszym. Don't do that. Całe opowiadanie piszesz w czasie przeszłym, w narracji trzeba być konsekwentnym. Nie można zmieniać nagle stylu, a później do niego wracać. Co innego oczywiście, jeśli stwierdzisz, że w ten sposób jednak łatwiej ci pisać, wtedy informujesz czytelników o zmianie i następne rozdziały piszesz już inaczej, ale wtedy też konsekwentnie nie odbiegasz od schematu.
    Zdarzyło się kilka literówek i błędów interpunkcyjnych, ale już nie będę ich wypisywać, bo mi się nie chce, a jakoś i tak ich nie poprawiasz, więc... xP
    Czy tylko ja uważam, że Jack postąpił słodko, wybierając się po rzeczy Annie? Taki mały, w zasadzie niewiele znaczący czyn, ale jednak ja widzę w nim jakąś czułość... I fakt, że, jak to ujęła Rose, Jack przez większość życia był sam, ergo ma problemy z kontaktami społecznymi. Ja ten niewielki gest rozumiem jako swego rodzaju przeprosiny albo próbę zrobienia kroku w stronę Ann, wyciągnięcia ręki, pogodzenia się, naprawienia relacji... Rany, jakbym była trochę bardziej utalentowana to bym narysowała fanarta z tą sceną, no bo na prawdę... CUUUUUUTE <3
    No cóż, to byłoby tyle na dzisiaj, zapraszamy państwa na ciąg dalszy w czasie bliżej nieokreślonym!
    Enjoy i weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne. Podobało mi się, mimo iż krótkie. Wątek romantyczny... No cóż, jestem yaoistką i niezbyt podobają mi się tego typu związki xD Ale i tak faaaajne. Rozumiem dlaczego tak długo nie pisałaś ;D Weny, życzę

    OdpowiedzUsuń
  7. Weszłam wczoraj na bloggera, z takim przekonaniem, że nowy rozdział musi być, i nie pomyliłam się :P Rozdział, jak zwykle super, a Jack jest taki słodki :3 siedzi sobie samotnie, wywołuje wichury i lata po rzeczy Annie :P Jestem taką osobą, która gdy orientuje się, że w powieści nie ma wątku miłosnego odkłada opowiadanie na bok XD ach, ja. A co do błędów, stylu itp chyba Oxymora wszystko napisała? :) I mpodziwiam cię za dialogi, moje są takie drętwe, że albo je omijam, albo skracam do minimum :P

    ~~~~~~~~

    zapraszam na mojego bloga o Strażnikach :) frosty-adventure.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Łał! Boskie! Tydzień temu nadrobiłam bloga. Poprostu inspirujesz. Dzięki tobie napisałam kolejny blog o SM (Strażnikach Marzeń)! Nie umiem określić zachwytu, więc wstawiam to: <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3

    Jeśli chcesz to wejdź:
    http://vice-and-jack.blogspot.com/

    ASHA

    OdpowiedzUsuń
  9. Powiem krótko . Świetna notka :) . To ze długo nie wstawiałaś w pisów , to próba dla twoich czytelników . Wierny fan będzie czekał , niezależnie jak długo. Życzę weny , mam nadzieję ze szybko wstawisz kolejny rozdział .
    Ps: zapraszam do mnie ( jeśli ktoś będzie miał ochotę ) :
    htpp://jackfroststory17.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. CHCĘ NOWY ROZDZIAŁ TU I TERAZ! :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Alleluja, nowy rodział! :D
    Już mnie emocje zżerały od środka normalnie... Dziękuję, że go nam udostępniłaś i proszę o kolejny :> Rozumiem co to brak weny, bo sama prowadzę bloga i łatwo nie jest ani z czasem ani z twórczością, zwłaszcza, że szkoła nie oszczędza.. ;/ Życzę Ci więc radości z pisania nowych rozdziałów, dużo twórczej weny i powodzenia w szkole ;) ~ Marcix

    OdpowiedzUsuń