niedziela, 17 marca 2013

Rozdział X

Łał, już dziesiąty rozdział. Mam nadzieję, że sprostam waszym oczekiwaniom. Miłej lekturu, moi drodzy? ;)

Oczami Jacka:
Staliśmy pogrążeni w ciszy. W końcu Zając zmarszczył brwi i zapytał.
- Jak to? Przecież nikogo nie potrzebujemy. Nic nam nie zagraża. W dodatku aż dwaj.
- Nie mam pojęcia - odpowiedział zamyślony Mikołaj - Coś nam jednak zagraża.
- Eee... Chłopaki? - zapytałem skołowany - No i ty, Wróżko. Jakich Strażników wybrał? Kim oni są? Myślałem, że poza nami i Mrokiem nie ma żadnych nieśmiertelnych istot.
- Jack, oczywiście, że są. Cała masa! - zaczęła tłumaczyć mi Ząbek. - Wróżki, nimfy, można by długo wymieniać. Niektóre są dla dzieci, które w ne wierzą, a niektóre tak skryte, że nie wie o nich nikt. Są nas tysiące! Nie, przesadziłam. Setki....
- A kim będą nowi Strażnicy? - spytałem. Piasek gorączkowo wymachiwał ręką. Gdy tylko na niego spojrzałem nad głową zaczęła mu migotać seria piaskowych obrazów, która zapewnie miała być wyjaśnieniem całej sytuacji.
- Eee... Dzięki, ale nie lubię grać w kalambury - odparłem. Obrażony Piasek splotł ręcę na piersi i pokazał mi język.
- Nowymi Strażnikami zostaną Matka Natura i Jack O'Latern - powiedział North.
- Zaraz, zaraz... - przerwał Zając, który najwidocznej był równie zaskoczony jak ja - Co Matka Natura ma do opieki nad dziećmi? Przecież North daje im święta, ja Wielkanoc, Piasek sny, Wróżka zabiera zęby. Nawet Jack bije się z nimi w zimie na śnieżki.
- No wiesz! Dzięki - rzuciłem. Zając zignorował mnie o kontynuował.
- A co robi ona?
- Tak, jak Jack bawi się z nimi w zimie, ona robi to w lecie. Plecie im wianki, bawi się z nimi w berka i daje pogodę na wakacje - odpowiedział Mikołaj.
- Sprawę Natury mamy już omówioną - przerwałem - Nie rozumiem jednak wciąż jednej rzeczy. Jack O'Latern? To nie przypakiem dyniowy lampion na Halloween?
- Oczywiście, że nie. Lampiony zostały Tylko nazwane na jego cześć. Jack jest kimś w rodzaju patrona Halloween.
- A jak mamy ich znaleźć?
- To właśnie jest największy problem - wtrącił North. - Jest środek zimy, dawno po Halloween. Nikt nie wie, gdzie nasi poszukiwani podizewają się o tej porze roku. Dlatego musimy się podzielić. Każdy dostanie obszar do przeszukania. Nie wiem jak, ale musimy ich znaleźć.
North wyjął z szafki w ścianie jakiś stary pożółkły rulon. Rozwinął go. Była to mapa świata. Zaczął przydzielać każdemu kontynent do poszukiwań.
- Na Antarktydzie na pewno ich nie znajdziemy, więc odpada. Ja zajmę się Europą i Azją. Ty, Ząbku Afryką. Zając przeszukuje Australię, Jack Amerykę Północną, a Piasek Południową. Trzeba ich odszukać jak najszybciej. Nie wiemy, co nam grozi.
- Jeśli ktoś z nas znajdzie Naturę lub Jacka... Zaraz, zaraz mamy dwóch Jacków! - zachichotała Ząbek - W każdym razie, jeśli odszukamy, któregoś z nich to co mamy zrobić?
Mikołaj milczał przez chwilę.
- Ten, kto znajdzie Strażnika natychmiast wyruszy do bazy i wezwie nas przy pomocą zorzy polarnej. Wszyscy wszystko rozumieją?
Pokiwaliśmy zgodnie głowami.
- No to... - zaczął niepewnie Zając - Do zobaczenia!
- Pa!
- Żegnajcie!
- Cześć
Wszyscy rozeszliśmy się, aby wyruszyć w podróż jak najszybciej.
- Jack! - zawołał North - Poczekaj, muszę ci coś powiedzieć
- O co chodzi? - zapytałem.
- Wiem, że to zabrzmi okropnie, ale nie będziesz mógł się widywać na razie z Annie.
- Co!?
- Ja ją bardzo lubię, jest miła i sympatyczna, ale musimy jak najszybciej znaleźć nowych Strażników. Grozi nam coś okropnego. Gdyby zagrożenie nie było wielkie, Księżyc nie powoływałby aż dwóch! Nie wiem, co to jest, ale zapowiada się walka. Dlatego musisz się skupić na zadaniu. Ne możeż się rozpraszać. Czasu zostało coraz mniej, a my nie mamy pojęcia gdzie znaleźć Jacka i Naturę. Przykro mi.
Spuściłem głowę. Nie. Co dopiero się zaprzyjaźniłem, a już musiałem opuścić Annie.
- Nie mogę się nawet pożegnać? Wyjaśnić?
- Nie. Nie można marnować cennego czasu. Lot do Wielkej Brytani i z powrotem plus godziny wyjaśnień - w tym czasie możesz przeszukać kilka miasteczek!
- Dobrze.... - głos mi się łamał. - Słuchaj, mam jeszcze jedno pytanie. Jak ja mam rozpoznać, czy tam gdzie szukam oni akurat przebywają? No wiesz, przecież nie będę szukał w każdym domu....
- Wyczujesz to, Jack. Taką moc się czuje. Tak, jak ja moim brzuchem - zażartował i puścił do mnie oko. - Leć już! Pomyślnych poszukiwań! Za dwa dni Święta, nie wiem jak mam rozprowadzić prezenty i szukać Strażników jednocześnie. No cóż, zobaczymy. Pomyślnych lotów!
- Żegnaj, North!
Wypadłem z domu i wzleciałem w powietrze. Uderzyła we mnie masa zimnego powietrza, lecz ja ją zignorowałem. Wydawało mi się niesamowite, jak z powodu jednej osoby można czuć się tak szczęśliwie i okropnie.

Oczami Annie:
Ponad tydzień. Tyle minęło od niespodziewanego odejścia Jacka. Byłam pewna, że to miało swój powód, ale nie wiedziałam jaki. Obiecał, że przjdzie i mi wyjaśni. Chyba się nie spieszył. Sześć dni temu były święta. Myślałam, że wtedy coś się okaże. Mógł mi chociaż wrzucić jakiś list do prezentu. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Dziś był sylwester. Miałam w planach iść do Meg razem z Lou. Filmy, rozmowy i cała paczka sztucznych ogni. Zapowiadało się dość ciekawie. Jedynie sprawa Jacka nie dawała mi spokoju. Postanowiłam jednak, że dziś stop z zamyślaniem się. Mam spędzić miło czas i dobrze się bawić. Spojrzałam na zegarek była siódma wieczorem. Za godzinę będę już u Meg. Otworzyłam drzwi do mojej szafy z ubraniami. Stałam przez chwilę, zastanawiając się co powinnam założyć. W końcu wyjęłam z niej dżinsową koszulę i czarne spodnie. Następnie rzuciłam się na łóżko i przez kilka minut wpatrywałam się tępo w sufit. Choć tak bardzo się starałam, melancholia nie chciała zniknąć. Zrezygnowana sięgnęłam do stolika przy łóżku i wzięłam iPoda. Włożyłam sobie do uszu słuchawki przesuwając palcem listę utworów. W końcu wybrałam piosenkę, a smutna melodia zabrzmiała.

Sing me to sleep
Sing me to sleep
I'm tired and I
I want to go to bed
Sing me to sleep
Sing me to sleep
And then leave me alone
Don't try to wake me in the morning
'Cause I will be gone
Don't feel bad for me
I want you to know...

Uwielbiam tę piosenkę. Gdy już się skończyła leżałam kilkanaście minut bez ruchu, aż w końcu niezdarnie wstałam, aby przebrać się we wcześniej przygotowane ubrania. Potem poszłam do łazienki. Chwyciłam za szczotkę i starałam ogarnąć odstające na wszystkie strony włosy. Spojrzałam do lustra. Skrzywiłam się na widok mojego oblicza. Dlaczego nie wszyscy są idealni? Dlaczego mamy tyle wad? Niektórzy są śliczni, mądrzy, a w dodatku bardzo mili i sympatyczni. Innym natura nie dała takiego wyglądu, inteligencji i powodzenia. Czy to jest sprawiedliwe? Odwróciłam się od szklanej tafli. Miałam dosyć. Wróciłam do pokoju i zapakowałam do torby potrzebne rzeczy. Był sylwester, więc nieulegało wątpliwości, że będę potrzebowała piżamy i kosmetyczki. Spakowałam też ubrania na następnym dzień, telefon, portfel i iPoda. Tak na wszelki wypadek. Potem zbiegłam na dół po schodach i ubrałam buty i kurtkę.
- Mamo, wychodzę!
- Papa, kochanie. O której jutro wrócisz?
- To zależy, o której się obudzę - odparłam i wyszłam z domu. Rodziców Meg nie miało być w domu, bo poszli na stlwestra do swoich znajomych. Po około dwudziestu minutach stanęłam przed drzwiami domu mojej przyjaciółki. Zapukałam do drzwi, a ona po chwili mi otworzyła.
- Witaj, Annie! - zawołała z uśmiechem.
Miała na sobie dużą czerwono-czarną flanelową koszulę i czarne rurki. Jej włosy, na codzień odstające na wszystkie strony, były teraz ładnie estetycznie ułożone. Postanowiłam przemilczeć ten komplement, bo dziwnie zabrzmiałby, że jej włosy są niespodziewanie śliczne. Za pleców Meg wyskoczyła Lou.
- Annie! - krzyknęła, odsuwając swoją przyjaciółkę i rzucając się na mnie. Ubrana była w ładny zielony sweter, który podkreślał kolor jej oczu. Dziewczyny wpuściły mnie do środka i pozwoliły się rozebrać. Potem poszłyśmy do salonu tuż obok.
- To co będziemy robić? - zapytałam.
- Wiesz, w sumie to nie przyszli jeszcze wszyscy - odparła cicho Meg.
- Jak to? Miałyśmy być tylko w trójkę. Kto jeszcze... - nie zdążyłam dokończyć, gdyż przerwał mi dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, a potem zeskoczyłam z kanapy i popędziłam, aby otworzyć. Uśmiechnęłam się do przyjaciółek, które mnie właśnie dogoniły. Otwarłam. W drzwiach stał przystojny, wyższy ode mnie prawie o głowę chłopak w skórzanej kurtce. Obróciłam się zdziwiona ku dziewczynom. Meg w jednym momencie wskoczyła przede mnie i z promiennym uśmiechem wpuściła chlopaka do środka.
- Annie, to jest... - zaczęła cicho, ale nie zdążyła do kończyć, bo przerwała jej podniecona Lou.
- To Eric, chłopak Meg.

5 komentarzy:

  1. Jestem twoją wielką fanką!
    Uwielbiam twoje opowiadania i każdego dnia oczekuje na nowy rozdział. Dzisiejszy wpis doprowadził mnie do łez, tylko nie mam pojęcia dlaczego.
    Sama jestem 17-letnią marzycielką, która podkochuje się w Jack'u Froście :)
    Od premiery "Strażników Marzeń" piszę opowiadania, które splatają dwie odrębne historie, Jacka i mojej postaci. Nie publikuje ich jednak w internecie. Twoje opowiadania są tak doskonałe, że moje usuwają się w cień...
    Z niecierpliwością oczekuje na dalsze losy Annie i Jack'a :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaaaaa genialnie <3 Boże co będzie z Jack'iem i Annie ??? Ja muszę wiedzieć !!!! Pisz szybko ^^ Bo jak nie to dostaniesz Cruciatusem XD Tak wiem jestem trochę... hmmm no nie ważne pisz szybko :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślałam, że nie dodasz już w tymm tygodniu ,a jednak rozdział jest. Jestem teraz tylko ciekawa co Anne myśli na temat nowego znajomego i czy ona prędko spotka się z Jackiem. Mam taką nadzieję, że szybko. Pozdrowienia i weny. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dam ci spokoju, dopóki nie wrzucisz tu gdzieś najlepszej postaci ze "Strażników Marzeń", a mianowicie MROKA!
    BUHAHAHAHAHAHA!!! :k :k :k

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie, nie mogę się doczekać aż strażnicy stawią czoła złu! Mam nadzieję, ze będzie ciekawa akcja ;-):-):-D:-P

    OdpowiedzUsuń