środa, 10 lipca 2013

Rozdział XV

Przede wszystkim znów muszę przeprosić za tak późny termin publikacji. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Nie, nie porzuciłam bloga, nie pytajcie mnie o to. Po prostu nie postuję często, ale nigdy nie zostawiłabym Frozen Dreams. Komentujcie, czy wam się podoba, czy nie - z chęcią przeczytam :) Jeśli rozdział był zły napiszcie! Trzeba się uczyć na błędach! Życzę miłej lektury!

Oczami Annie:

Gdy tylko moja ręka zetknęła się z szarą, jak popiół dłonią Mroka świat zawirował. Dosłownie. Poczułam, jak coś mnie ściska w gardle. Wszystko się rozmyło. Barwy zlały się, a ja nie potrafiłam rozróżnić, czy jesteśmy jeszcze w domu. Czułam jedynie zimną dłoń Pana Cieni. Nagle wszystko się zatrzymało. Poczułam mdłości i kręciło mi się w głowie. Dopiero po minucie mogłam dokładnie przyjrzeć się temu, co mnie otaczało. Na pewno nie znajdowaliśmy się w moim domu. Przypominało to jakąś średniowieczną twierdzę. Zbudowane z czarnego kamienia ściany pięły się tak wysoko, że nie mogłam dostrzec stropu. Znajdowaliśmy się w ciemnej komnacie. Z sali wychodziły schody. Gdzieś nade mną widziałam żelazne klatki, zwisające na łańcuchach. Wzdrygnęłam się. Nie było to z całą pewnością miejsce, w którym chciałam teraz być. Nagle przede mną pojawił się Mrok. Nawet nie zauważyłam, kiedy puścił moją dłoń i zniknął. Uśmiechał się, odsłaniając ostre, jak u rekina zęby.
- Witaj w domu - przywitał mnie.
- Mieszkasz tu? - zapytałam. Potaknął. - To... Po co mnie tu przyprowadziłeś?
- Chodź za mną. Pokażę ci coś.
Poprowadził mnie schodami, które na początku pięły się prosto w górę, a potem zaczęły wić wokół własnej osi, niczym jakiś wąż. Weszliśmy do kolejnej komnaty. Odchodziły od niej trzy portale, za którymi kryły się kolejne schody. Mrok poprowadził mnie tymi najbardziej na prawo. Prowadziły w dół. Szliśmy w milczeniu przez kilka, może kilkanaście minut, a ja wsłuchiwałam się w dźwięk skapującej gdzieś wody. Dom Pana Koszmarów przypominał ogromną jaskinię. Pełno było tu korytarzy, tuneli, stopni, komnat i odnóg. Wreszcie doszliśmy na miejsce. Poczułam ścisk w okolicach żołądka. Jedynym przyrządem, znajdującym się w sali był złoty globus. Rozświetlały go miliony miniaturowych światełek. Taki sam, jak na biegunie północnym, w głównej bazie Strażników.
- Widzisz, Annie... - zaczął Mrok - Jack na pewno ci opowiadał o naszej przygodzie sprzed pięciu lat. Zapewne była to historia niezwykle subiektywna. Bo widzisz, czy on ci mówił dlaczego chciałem zdobyć władzę i pokonać Strażników?
Pokiwałam przeczącą głową.
- Nie, nie mówił mi. Może zemsta? Kiedyś cię przecież pozostawili na pastwę losu.
- Oh, to również. Ale co innego było moim celem. Chciałem, aby ktoś… Ktoś we mnie uwierzył. Jack wiedział, co czuję. Potem Strażnicy zepsuli go do cna. A teraz, teraz mam nowy plan. Znacznie lepszy. Potrzebuję tylko jednej rzeczy. Twojego wsparcia.
Zastanowiłam się. Przywołałam obrazy Strażników. Northa, wręczającego mi książkę i zapraszającego do bazy. Zająca, klepiącego mnie po plecach. Skaczącego i śmiejącego Piaska, z dziwnymi obrazami nad głową. Przyjacielską Zębuszkę, z którą się świetnie dogadywałam i jej małych pomocnic. Zabawne elfy i potężne yeti. I… Jacka. Nasze rozmowy, wyznania, przemyślenia. Pierwsze spotkanie, wspólny taniec. Oni po prostu nie mogli być źli.
- Co ja wyprawiam? - szepnęłam sama do siebie.
- Decydujesz o własnym losie - odparł spokojnie Mrok. 
- I co mi to da? Ty wygrasz, pokonasz Strażników, a co ze mną? Ty przejmiesz władzę, ja jedynie zniszczę to, co kocham. To nie ma żadnego sensu.
- A jednak podałaś mi dłoń. Musiałaś mieć jakiś powód.
Wzruszyłam ramionami.
- Powiem ci coś, Annie. W ciągu mojego długiego życia nauczyłem się czegoś. Ciemność jest sprawiedliwa. Nie ocenia, przygarnia wszystkich. Strażnicy... No cóż, sama się już na nich poznałaś.
Teraz przed oczam miałam Jacka, zostawiającego mnie na dachu. Bez wyjaśnień. Obraz w szkalnej kuli. Rosalie i Jacka. Coś się we mnie zakotłowało. Nie pozwolę na takie traktowanie. Jack może i jest Strażnikiem, ale nie królem świata. Przyjaźń opiera się na równości. Jak on mógł się za niego uważać, jednocześnie się wywyższając. Jaka jest jego zasługa. Co zrobił tak szczególnego, że został Strażnikiem? Po prostu los. Potem przypomniało mi się coś naprawdę dziwnego. Nie widziałam się z Jackiem od siedmiu tygodni.
- Co mam robić? - spytałam w końcu. Mrok uśmiechnął się drapieżnie.

Oczami Jacka: 
Zdumiony wpatrywałem się w niewelką roślinkę, pnącą się powoli ku górze. Jej płatki były śnieżnobiałe i pokryte lodowoniebieskim nalotem, przypominającym mroźne wzory. Jej łodyżka i liście wyglądały, jakby zostały zamrożone. 
- Co to za roślina? - zapytałem. Matka Natura uśmiechnęła się. Stałem w jej pokoju. Po cermoni North przydzielił jej i O'Laternowi sale, w których mogli by zamieszkać. Rosalie w krótkim czasie przystosowała pomieszczenie do swoich potrzeb. Podłogę porosła trawa i kwiaty, a ściany oplatał bluszcz. Zaskoczonego zmianą wystroju wnętrza Northa zapewniała, że to tylko przejściowe. Tak naprawdę Natura wraz ze swymi nimfami mieszkała w Zaczarowanym Lesie. Teraz przyglądaliśmy się oboje kwiatowi, który za sprawą Rosalie wyrósł tuż pod naszymi stopami.
- Nie wiem - odparła. - To pierwszy taki kwiat. Stworzyłam go z myślą o tobie - Uśmiechnęła się, a ja się lekko zarumieniłem. Miałem nadzieję, że tego nie zauważyła.
- To może rosalia - zaproponowałem.
- Rosalia śnieżna! Obiecuję ci, Jack, że na wiosnę te kwiaty zaczną kwitnąć na całym świecie! - tu rozpostarła z entuzjazmem ramiona. Uśmiechnąłem się.
- Wiesz, chciałem podziękować ci za twoje towarzystwo. Dobrze mi się z tobą spedza czas.
- Dziękuję. Ty też jesteś niezłym kompanem - odpowiedziała. Nasze dłonie niemal się stykały. Powoli podsunąłem moje ramię do niej i delikatnie pochwyciłem jej szczupłą dłoń. Spojrzała zaskocona na nasze splecione palce, a potem odwróciła się do mnie. Spojrzałem w jej głebokie zielone oczy. Ta uśmiechnęła się smutno. Puściła moją dłoń i schowała swoją za plecami.
- Jack… - wyszeptała - Jeszcze nie czas.
 Posmutniałem. 
- Rozumiem. Oczywiście - powiedziałem wolno i spokojnie. Nie chciałem, by pomyślała, że jestem na nią zły. - Pewnie masz dużo do zrobienia. Zostawię cię samą.
Mówiąc to, wyszedłem. Byłem przybity. Odrzuciła mnie. Dlaczego? Zastanaiwałem się tak. Znałem ją od zaledwie kilku dni, a już zaczynałem do niej coś czuć. Nigdy nie byłem zbyt dobry w rozpoznawaniu emocji. Czy to była miłość? Nie miałem pojęcia. Czułem jednak się niezwykle dobrze, gdy przebywałem w jej towarzystwie. Była ładna, miła, dobra, mądra. Gdy patrzyłem na te jej duże oczy w kolorze trawy i włosy niczym kłosy zboża miałem ochotę pochylić się i ją pocałować. Zabrzmi to głupio, ale była to szcera prawda. Szkoda, że nie mógłem porozmawiać o tym z Annie. Ona to doskonale by mnie zrozumiała. Zawsze, gdy opowiadała o emocjach było mi to takie obce. Teraz moglibyśmy podyskutować. Właśnie. Annie. Nie widziałem się z nią od... Prawie dwóch miesięcy! Dziś był dokładnie pierwszy luty. Jak mogłem zapomnieć?! Pewnie nienawidziła mnie. Zastanawiałem się, jak mogłem do tego dopuścić. Trzeba było to naprawić. Natychmiast. Pobiegłem korytarzem, jak najszybciej potrafiłem. Minąłem skołowanego Northa.
- Gdzie ty się wybierasz? - zapytał.
- Do domu Annie - odkrzyknąłem. Mikołaj uśmiechnął się i nic nie odpowiedział. Pędziłem dalej. Pchnąłem mocno drzwi i wyleciałem na pole. Już po chwili unosiłem się na wietrze, który skierowałem wprost do Annie.
- Wietrze! - wrzasnąłem. - Kierunek: Londyn.
Pędziłem, jak nigdy dotąd. Mijałem miasta i wioski, na nic jednak nie zwracałem uwagi.
Nie wiem, ile czasu minęło zanim doleciałem na ulicę, przy której mieścił się dom Annie. W każdym oknie było ciemno. W jej pokoju również. Wleciałem jednak do domu. 
- Annie! - zawołałem. Tak, jak się spodziewałem nikt mi nie odpowiedział. Wiedziałem, że nikogo tu nie ma. Przeszukałem jednak, aby się upewnić cały dom. Oczywiście dom był pusty. Na końcu wróciłem rozczarowany z powrotem w pokoju Annie. Usiadłem na łóżku. Oparłem czoło na dłoniach. Zastanawiałam się, gdzie ona mogła się podziać. Byłem taki głupi! Po tym, co na dla mnie zrobiła zostawiłem ją. Niespecjalnie oczywiście. Rozmawiała ze mną, słuchała, wyjaśniała, dyskutowała. Ona... Była wspaniła. Zupełnie na nią nie zasłużyłem, a teraz ją zraniłem. Nagle przyszło mi na myśl niezwykłe porównanie. Rosalie i Annie. Obydwie były niesamowite. Ja w pewnym sensie zostawiłem Annie dla Natury. Poczułem, jak coś mne ściska w sercu. Przypomniały mi się myśli o tym, jak bardzo Rose mi się podobała, a potem to, jak przytuliłem Annie. Co się ze mną działo? Rozmyślania te przerwało gwałtownie otwierające się okno. Do środka wpadła istota, stworzona z czarnego piasku. Koń, pomocnik Mroka. Jego żółte ślepia błysnęły i zwierzę cicho zarżało. Chwyciłem za laskę i machnąłem nią. Mróz sprawił, że koń natychmiast rozsypał się w kupkę czarnego piachu. Stałem tak, nie wiedząc co zrobići wpatrując się w mroczny pył. Czułem, że coś się szykuje.

5 komentarzy:

  1. Wreszcie! Ciekawe kiedy "zakochany" Jack i "zła" Annie się spotkają? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś moim mistrzem. Rozdział wspaniały, jak zresztą poprzednie. Pisz dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :D
    Przywędrowałam tutaj z facebooka i tutaj muszę Ci podziękować, bo gdyby nie "Jeśli Księżyc powie coś Tobie, uwierz mu." w ogóle nie obejrzałabym "Strażników" i nie poznałabym Jacka <3

    Teraz w kwestii opowiadania:
    Jest to twój pierwszy twór i, nie przeczę, to widać, ale to nic złego, bo, nie ma co, wyrobiłaś się i już po 15 rozdziałach widać poprawę, a moim zdaniem to szybko. Co prawda ja się nie znam, bo rzadko trafiam na takie początkujące blogi, ale ciii xD
    Dobrze piszesz i już nie mogę się doczekać, jak to będzie wyglądało, gdy już się podszkolisz :D

    Jak dla mnie to przede wszystkim musisz popracować nad dialogami, ale to nic dziwnego, bo dialogi i ogólnie wypowiedzi bohaterów najczęściej kuleją. Spróbuj nie dawać takich "suchych" rozmów, dodawaj opisy typu: "powiedział", "westchnęła".
    Np.:
    - Hej! Co robisz?
    - Nic, siedzę sobie i komentuję bloga.
    - Aha. A fajny jest?
    - A żebyś wiedziała.


    Taki dialog jest nudny, suchy, nieinteresujący. Nie przykuwa uwagi, przeczyta się go raz dwa i zapomni. Natomiast, gdyby napisać tak:

    - Hej! - zawołała. - Co robisz?
    - Nic - odparłam, odwracając się w jej stronę - siedzę sobie i komentuję bloga.
    - Aha. A fajny jest? - zainteresowała się.
    Uśmiechnęłam się kącikiem ust.
    - A żebyś wiedziała - mruknęłam.


    Cóż, moim zdaniem jest lepiej. Nie przeczyta się go tak szybko, trochę trzeba będzie się nad nim zatrzymać, dzięki czemu lepiej zapadnie w pamięć. Takie jest w każdym razie moje zdanie ;)
    Nie wspominając już o tym, że jest to podręcznikowy przykład na to, jak pisać dłuższe rozdziały, jednocześnie nie musząc wymyślać nowych sytuacji xD

    I jedna sprawa techniczna, która rzuciła mi się w oczy:
    Kiedy piszesz porównania, np. "biały jak śnieg", nie stawiasz przecinka przed "jak" ;)

    Powodzenia w dalszym pisaniu, bo już nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspanialy rozdzial. Czekam zniecierpliwoscia na nastepny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń