środa, 21 sierpnia 2013

Rozdział XIX

To pierwszy rozdział, jaki piszę jako "pełnoprawna" czternastolatka. Ten rozdział dedykuję wszystkim. Czytelnikom, bez których bloga by nie było, bo po prostu nie miałabym żadnej motywacji do pisania. Tym bardziej komentatorom, którzy sprawiają, że chcę być coraz lepsza w tym, co robię. Specjalne podziękowania należą się także moim przyjaciołom. Tym czytającym, ale i nie czytającym Frozen Dreams. Bo wszyscy we mnie wierzą i akceptują moje wariactwa, jak choćby pisanie o bajce animowanej :) Dziękuję im za życzenia, od których się dziś zaroiło. Wciąż utrzymuję, że nie zasłużyłam na nikogo. Ani na moich czytelników, ani na tych wspaniałych ludzi, którzy spędzają ze mną czas na codzień. Przepraszam, że tak się rozpisuję, ale dajcie mi do tego prawo w urodziny :D Pozostaje mi tylko życzyć wam miłej lektury i prosić o komentarze!

Oczami Annie:
Stanęliśmy w jakimś opustoszałym zaułku. Było ciemno, u wylotu uliczki pobłyskiwał słabo księżyc, rzucając mdławe światło. Stała tu co prawda latarnia, ale była zgaszona. Był to jeden z tych miejskich zakątków, w którym przenigdy nie chciałabym się znaleźć. Mrok jedenak doskonale czuł się pośród cieni zaułka. 
- Gdzie jesteśmy? Po co tu przybyliśmy? - wyszeptałam. Ku memu zdziwieniu, mój głos brzmiał tak jak dawniej. Przez chwilę Głos stracił panowanie, nie ukrył mego lęku. Przeszył mnie dreszcz podniecenia. Może nie jest jeszcze tak źle!
- Jesteśmy w Rosji, w Petersburgu. A przybyliśmy tu oczywiście po naszego dowódcę - odparł spokojnie Pan Koszmarów. Nagle w mroków uliczki wyłoniła się jakaś postać. Po chwili mogłam przyjrzeć się owemu tajemniczemu jegomościowi z bliska. Był to chłopak dwa, może trzy lata starszy ode mnie. Miał gęste czarne włosy, sterczące niesfornie. Jego oczy miały barwę czekolady. Ubrany był w obcisłą popielatą koszulkę, skórzaną kurtkę i czarne jeansy. Gdy tylko nas dostrzegł, cofnął się.
 - Ty! - warknął, patrząc na Mroka. Ten tylko uśmiechnął się i wyciągnął ręce w geście powitania.
- Lazar Orlov, mój przyjaciel!
- Powiedziałem ci już, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Nie znam cię - krzyknął. 
- Spokojnie, spokojnie - Mrok starał się go uciszyć. - Chyba się mnie nie boisz?
- Oczywiście, że nie - odparł szybko chłopak. Przysłuchiwałam się tej konwersacji z rosnącym zainteresowaniem. Czegoś jednak nie rozumiałam.
- Panie? - zapytałam.
- Czego chcesz? - zirytował się Mrok, który właśnie chciał powiedzieć coś Lazarowi.
- Czy... Czy on nie powinien mówić po rosyjsku? Nie powinnam go rozumieć.
Mrok wyprostował się, spojrzał na zdezorientowanego chłopaka i  powiedział:
- Oczywiście, że on mówi po rosyjsku. My, jako istoty nie całkiem ludzkie rozumiemy każdy ludzki język - odpowiedział. - Gdybyśmy tu przybyli przed twoją przemianą, nie zrozumiałabyś ani słowa.
- Zaraz, zaraz! - wtrącił niepewnie Lazar. - Ona - tu wskazał na mnie - była człowiekiem? 
Czarny Pan uśmiechnął się chytrze. Właśnie oto mu chodziło.
- Oczywiście. Jednak różnica między wami jest dość spora. Ona nie jest tchórzem. Dołączyła do mnie, nie bojąc się wziąść los we własne ręce. Ją także urazili Strażnicy. Annie pragnie zemsty.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie. Chciałam go ostrzec, żeby uciekał, nie dał się zwieść Mrokowi. Głos jednak powrócił ze zdwojoną mocą, powstrzymując mnie przed powiedzeniem czegokolwiek.
- To ja was zostawię na chwilę samych - szepnął Mrok i ruszył ku wylotowi uliczki. Lazar ponownie zlustrował mnie wzrokiem.
 - Chyba nie wyglądałaś tak jako człowiek, co? - zapytał, odzyskując pewność siebie dzięki nieobecności Pana Koszmarów.
- Taaaaa - odparłam. Mój głos znów brzmiał jak dawniej. Pewnie Głos pozolił mi na trochę swobody, chcąc wzbudzić ufność w Lazarze. Wciąż jednak trzymał mnie na wodzy, nie pozwalając powiedzieć wszystkiego. Chłopak uśmiechnął się figlarnie.
- To dobrze. Nie chciałbym mieć za partnerkę potwora - zażartował. A więc zdecydował! Czułam euforię Głosu. Ja tymczasem pogrążałam się w rozpaczy. Nie! On nie może dołączyć do Mroka! Wydawał się taki ludzki. Czy tak jak ja zmieni się w puste zimne stworzenie? Nie mogłam na to pozwolić. Byłam jednak bezsilna.
- A więc przyłączysz się do nas? - zapytałam po chwili tym chłodnym tonem Głosu.
- A warto? - zapytał. Pokiwałam głową wbrew własnej woli.  
- Posłuchaj - powiedziałam powoli. Mój głos brzmiał spokojnie, choć wewnątrz staczałam walkę z Głosem, który za nic nie chciał pozwolić mi na powiedzenie czegokolwiek. - Czy tobie również Strażnicy coś zrobili? Mrok wspominał o tym.
Lazar zamyślił się.
- Tak - powiedział po chwili. - Bo widzisz, jestem... jakby to ująć, jestem potomkiem Northa.
- Co?! - krzyknęłam zszokowana. Chłopak potwierdził posępnie.
- Zanim North został Strażnikiem miał dwójkę synów blźniaków, Aleksego i Stepena. Gdy Nicolas ich opuścił, bracia pogrążyli się w rozpaczy. Byli jednak silni. Udało im się zapomnieć o tragicznych wydarzeniach z przeszłości. Ożenili się, mieli dzieci. Niestety ostatni potomek Aleksego zginął podczas II wojny światowej. Ja jestem potomnym Stepena, a tym samym praprapra i ileś tam jeszcze razy pra wnukiem Northa.
- Łał! Ale co się stało? To znaczy... Dlaczego go nienawidzisz? - zapytałam przypatrując się chłopakowi z rosnącą ciekawością.
- Ja... On... - nie mógł wysłowić się Lazar. W końcu zamknął oczy, wziął głęboki wdech i zaczął mówić. - North długo poszukiwał swych potomków. Był pewien, że prawnuki jego synów wciąż żyją. I znalazł mnie. Moja matka, po której odziedziczyłem rodowód sięgający Stepena umarła, gdy miałem sześć lat. Moja babka też nie żyje. Jestem więc jedynym pozostałym przy życiu potomkiem Northa. Mikołaj niesamowicie się ucieszył. Wszystko mi wytłumaczył. A ja po raz pierwszy byłem szczęśliwy. Nic jednak nie trwa wiecznie. Skończyło się. North miał pracę  i pozostawił mnie na pastwę losu. Nie mam przyjaciół. Nie mam nikogo. Jedynie ojca, który wyjechał na zachód. A potem znalazł mnie Mrok.
Wezbrała się we mnie fala współczucia. Biedny Lazar. Czy rzeczywiście North był zdolny zrobić coś takiego? Tak - mówił mi głos. A ja wyjątkowo mu uległam. Nagle u mojego boku pojawił się Mrok.
- To jak? - zapytał, znając jednak z góry odpowiedź. Lazar zrobił krok do przodu.
- Jestem gotowy.
- Jest jeszcze jeden szczegół - przypomniał Mrok. - Przemiana.
- Ach, przemiana... - chłopak stanął tuż przed Czarnym Panem i przymknął powieki. North oprószył go czarnym piachem. Lazar zaczął się kręcić coraz szybciej i szybciej, tak jak ja podczas przemiany. Piach wirował wokół niego, stwarzając miniaturową trąbę powietrzną. W końcu chłopak zatrzymał się zupełnie odmieniony. Otworzył oczy. Były teraz takie same jak moje, całe czarne i puste. Czarne włosy nie zmieniły się zupełnie, ale jego cera stała się kredowobiała. Ubrany był w czarną koszulę i spodnie oraz długi, sięgający ziemi skórzany płaszcz. Czarny oczywiście. U pasa miał trzy błyskające złowrogo sztylety.  Wyglądał jednocześnie potwornie i przystojnie. To połączenie mnie zaniepokoiło. Mrok wyszczerzył się z triumfem wypisanym na twarzy.
- Panie - powiedział Lazar, skłaniając głowę ku Panu Koszmarów. Zachował swój głęboki głos. Nie przerodził się on w podobny do mojego skrzek. Zauważyłam jednak, że w obecności Lazara mój głos brzmiał tak, jak dawniej. Miejmy nadzieję, że będzie tak dalej.
- Myślę, Lazarze - odezwał się uroczyście Mrok. - Że twoje imię nie pasuje do... Twojego nowego wizerunku. Twoje także, Annie.
Skłoniłam posłusznie głowę.
- Jestem Fear - powiedział Lazar. Po chwili ja usłyszałam jak Głos wyszeptuje moje nowe imię.
- Jestem Obscurity - zawołałam. Mrok uśmiechnął się z dumą patrząc na swoje twory.
- A więc, Fearze i Obscurity - rzekł wolno - Jesteście parą królewską w mojej armii. Potrzebujecie jeszcze podwładnych.    

Oczami Jacka:
Patrzyłem z zachwytem jak rosalia śnieżna wypuszcza kolejne pączki. Największy kwiat był już wielkości mojej pięści. Białe płatki błyszczały od błękitnej siateczki pokrywających je wzorów. Z równym upojeniem przypatrywałem się twórczyni tej roślinki. Rosalie stała, z troską oglądając listki jakiegoś krzaczka. Zdawała się tak delikatna jak płatki kwiatu, ale jednocześnie pełna wigoru i pozytywnej energii, którą wręcz emanowała. Patrzyłem na nią przez chwilę. Dotąd pamiętam, gdy mówiłem Annie, że miłość to nie jest rzecz dla mnie. Biedna Annie. Uratujemy ją! Na pewno uratujemy, a ona z pewnością chciałaby żebym zrobił pierwszy krok. Zebrałem się w sobie i podszedłem do Matki Natury.
- Popatrz, Jack - powiedziała szeptem, jakby bała się, że głośniejszy dźwięk zniszczy jej małe zielone ustronie. - Właśnie mamy szansę, może jedyną, żeby zobaczyć cud. Cud narodzin nowej rośliny. 
Tymi słowy, dmuchnęła delikatnie na skrawek ziemi przed sobą. Po chwili z podłoża wychyliła się filigranowa łodyżka. Potem pojawił się pierwszy listek, a jescze później kolejny i kolejny. Przypominało to trochę przyspieszoną taśmę na filmach przyrodniczych, którze kiedyś Annie mi pokazywała. Tyle, że tam po prostu przyśpieszyli nagranie czegoś, co trwało kilka miesięcy, a tu roślina rosła za pomocą magii Matki Natury.
- Cud, masz rację - przyznałem szczerze. Wziąłem głęboki wdech i powiedziałem:
- Rosalie?
- O co chodzi, Jack? - zapytała. Była rozmarzona, jakby co dopiero się obudziła i nie mogła jeszcze sobie uzmysłowić, że to był tylko cudowny sen. Zrobiłem krok do przodu. Ona nie cofnęła się. Szybko wyciągnąłem rękę, pochwyciłem ją w talii i zaciskając ze zdenerwowania i podniecenia powieki, pocałowałem ją. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Coś było jednak nie tak. Ona nie odwzajemniła mojego pocałunku. Otwarłem powoli oczy i spojrzałem na Matkę Naturę. Ta tylko wpatrywała się we mnie smutno. Położyła dwa palce na moim podbródku i odsunęła mnie delikatnie.
- A więc się stało - wyszeptała cichutko. Jej głos był pełen smutku, tak jak wyraz jej twarzy.
- Ja... Ja... Nie rozumiem - wyjąkałem. Właśnie wyszedłem na idiotę.
- Jack... Ja cię nie kocham. Ty mnie zresztą też nie.
- Cco?
- Bo widzisz, to się nazywa urokiem kwiatów. Twoje pierwsze uczucia wobec mnie zostały spotęgowane. Można to porównać do czaru, który przyciąga owady do słodkich, apetycznych kwiatów. Niestety ja nad tym nie panuję. Przykro mi.
Powinienem być zły. Zostałem przecież zaczarowany. Poczułem jednak ulgę i zmieszanie. Te dziwne myśli, które nachodziły mnie w obecności Rosalie, powstały z winy magii!
- Ale zachowywałaś się tak, jakbyś... Jakbyś chciała... - wydusiłem do siebie po chwili. Matka Natura jedynie melancholijnje zaprzeczyła.
- Przykro mi to mówić, Jack, ale czasami wy, mężczyźni zachowujecie się jak kretyni - powiedziała. - Jedyne czego chciałam, to przyjaźni. Chyba istnieje coś takiego, jak przyjaźń damsko-męska, prawda? A ty to źle zainterpretowałeś... Jasne, to też trochę wina moich czarów, ale jak mówiłam, ja nad tym nie panuję,a nie wiedziałam, że to do mnie czujesz. W sumie to nie było nawet prawdziwe uczucie.
Pokiwałem głową. To nawet lepiej. Miłość to po prostu dla mnie coś zbyt skomplikowanego.
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś. I przepraszam... No wiesz, za ten wyskok.
- To nie była twoja wina - odparła Matka Natura, siląc się na uśmiech.
- No to... Ja już pójdę - powiedziałem spokojnie. Odwróciłem się i ruszyłem do drzwi, ale Rosalie podbiegła do mnie i złapała za ramię. Odwróciłem się do niej zdziwiony. Po jej policzkach spływały łzy.
- Rose, czy coś stało? - spytałem zmartwiony.
- Ja.. - wyjąkała dziewczyna. - Ja już po prostu dłużej nie mogę!
- Czego nie możesz? - byłem bardzo zdezorientowany.
- Nie mogę tego ukrywać. To dlatego tak bardzo chciałam się zaprzyjaźnić! Żeby przekonać siebie samą, że to moje miejsce. Ciągle jednak czuję, że ja tu wogóle nie pasuję. Jestem tak inna od was!
- Rosalie, o czym ty mówisz? - zapytałem jeszcze bardziej zdziwiony. Dziewczyna uporczywie wpatrywała się w ziemię. Po chwili wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie, wachając się. Czułem, że za chwilę dowiem się czegoś naprawdę niesamowitego.
- Jack… - zaczęła. - Jestem córką Mroka.

15 komentarzy:

  1. Hm. Hm-hm. Nie bardzo wiem, co powiedzieć. Scena werbowania przywódcy jest dobra, a zwłaszcza ostatnie zdanie Mroka. Wkradł się tylko jeden błąd (a w każdym razie, ja jeden zobaczyłam): "Dołączyła do mnie, nie bojąc się wziąść los we własne ręce." WZIĄĆ, WZIĄĆ!
    Jeśli chodzi o część z perspektywy Jacka... Cóż... Trochę to zaczęło przypominać telenowelę. Za dużo rzeczy jak na kilka linijek! Jack postanawia pocałować Rose - ok. Rose go nie kocha ani on jej - też ok. Ale jak do tego wszystkiego doda się wyznanie Rose - to już nie jest ok. Takie trochę od czapy, jak dla mnie. Chodzi mi o to... Dobrze byłoby w poprzednich rozdziałach dawać sytuacje typu, że Rose czuła się spięta, tudzież zachowywała się podejrzanie... Hm, ok, było coś w rozdziale XVI, ale dla mnie to i tak za mało jest. Powieść rządzi się swoimi prawami, np. "zaczęty wątek trzeba dokończyć", jak i właśnie "jak z jakimś bohaterem jest coś nie tak, trzeba dać o tym znać wcześniej". No i samo wyznanie zabrzmiało dla mnie... sztucznie. "Ja już po prostu dłużej nie mogę!" to nie jest dla mnie wystarczająca wymówka, żeby wygadać taki sekret. Jakieś skrycie, Jack znajduje smutną i/lub zamyśloną Rose, gada z nią, ona w końcu się otwiera - wtedy tak, ale takie prosto z mostu... No nie pasuje mi to, no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, że trochę sztucznie to wyszło! Tydzień myśłałam, jak ująć oczami Jacka. I wszystko co mi przychodziło do głowy było jeszcze mniej naturalnie, niż ostateczny efekt. Dziękuję bardzo za krytykę :)

      Usuń
  2. Boskie <3 pisz zaraz następny rozdział! Życzę duuużo weny ~:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno ... płacisz za uszkodzenie komputera, bo przez ostatnią linijkę spadłam z krzesła. DOSŁOWNIE!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie takim, że miałam laptop na kolanach i się delikatnie huśtałam, a przez ostatnie słowa Rosalie odepchnęłam się za mocno. Przez co laptop uderzył o podłogę, ale na szczęście się tylko zarysował. XD

      Usuń
    2. W takim razie przepraszam c:

      Usuń
  4. I kiedy doznałam lekkiego szoku po przeczytaniu, że North miał dzieci (Święty Mikołaj, bleee ;P), i myśląc, że nic już mnie nie zaskoczy, przeczytałam ostatnie zdanie wypowiedziane przez Matkę Naturę. No, kobieto! (już chyba mogę tak do Ciebie mówić ^^) Ty to się lubisz chyba znęcać nad czytelnikami, bo często przerywasz w takich dramatycznych momentach :C
    No nic, czekam na kolejny rozdział i z okazji urodzin życzę ci jeszcze więcej weny i pomysłów :D

    ~Shade

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwsze co pomyślałam po przeczytaniu? ,,O matko, o matko, o matko. Co to będzie, co to będzie, co to będzie?''. Rozdział zajebisty (sorki za wyrażenie, ale tego inaczej nie da się wyrazić) już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super Rozdział , uwielbiam twój blog myślę że będzie jeszcze dużo do czytania ,przy ostatniej linijce trochę mnie zamurowało a to dobrze ,ale fajnie by było gdybyś dodała coś ekstra no bo Koszmary -da się przewidzeć ,Armia- da się przewidzeć, ale może dałabyś Mrokowi Jakąś tajną broń która oslabiła by jeszcze troche strażników nie wiem napaść ...Jestem mega fanką strażników marzen a ty piszesz świetną kontynuacje oby tak dalej (: (: (: (:

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziałam o Rose, bo kiedyś zamieściłas takiego arta na fanpage :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Potem pojawił się pierwszy listek, a jescze później kolejny i kolejny." - jeszcze.
    "Po chwili wzięła głęboki wdech i spojrzała na mnie, wachając się." - wahając się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Omo, om, om! To jest świetne! I takiego oryginalne! Cud!

      Weeeny <3
      Calm

      Usuń
  9. Hej! Zostałaś prze zemnie nominowana do Libster Blog Award. Szczegóły na moim blogu smokito.bloog.pl
    RosePs

    OdpowiedzUsuń
  10. Mały błądek wyłapałam:
    "- Ach, przemiana... - chłopak stanął tuż przed Czarnym Panem i przymknął powieki. North oprószył go czarnym piachem." Chyba raczej nie North ^u^

    OdpowiedzUsuń