niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozdział XII

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba ;) Rozdział dedykuję wszystkim moim przyjaciołom, gdyż dzięki wam nigdy się nie czuję tak zrozpaczona, aby wyżalić się Panowi Koszmarów. Za to, że jesteście ze mną i choć nie zawsze się ze mną zgadzacie, to zawsze mogę liczyć na Waszą pomoc i wsparcie. A teraz, miłej lekury?

Oczami Jacka:
Towarzystwo Jacka nie był złe. Był wesoły i pełen energii. Jako duvh Halloween uwielbiał słodycze i psikusy. Trochę przypomninał mnie. Staliśmy na urwisku, spoglądając na miasteczko u jego stóp.
- Jak North Cię znalazł? - spytałem.
- Chyba nie było trudno - zachichotał chłopiec. - Nawiedzone miasteczko z najlepszą cukiernią w okolicy. Podobno wyczuł tam moją obecność, a w końcu mnie znalazł. Przekonał, abym udał się z nim na biegun północny. Dość trudno było mu mnie przekonać, ale w końcu z nim poszedłem. Potem wszystko mi wyjaśnił.
Pokiwałem głową. Ze mną było trochę trudniej. Nie chciałem być Strażnikiem. Dopiero po walce z Mrokiem zdecydowałem się przyłączyć do Mikołaja, Piaska, Zająca i Ząbka.
- Chodźmy już. Misimy przeszukać kolejne miasteczka - powiedziałem po chwili milczenia. Jack potaknął. Machnąłem laską i wzbiłem się w powietrze. Chłopiec szepnął coś swojemu nietoperzowi, Panu Batu do ucha. Stworzenie w jednym momencie rozrosło się do takich rozmiarów, aby jego pan mógł go ujeżdżać. O'Latern wsiadł na zwierzaka, a ten uniósł się w górę. Przeszukiwaliśmy miasta i masteczka, metropolie i wioski. Czekaliśmy na jakiś znak. Nic takiego jednak się nie stało. Miałem dość. Może nigdy nie znajdziemy Matki Natury? Może lepiej było polecieć do Annie i wszystko jej wyjaśnić? Jak ona się teraz czuje? Pewnie okropnie. Obiecałem się z nią zobaczyć i nic. Myśli, że ją opuściłem, zdradziłem. Miałem ochotę do niej polecieć w tym momencie. Przeprosić, porozmawiać, chociaż ją zobaczyć. Ona nigdy mnie nie zawiodła. Zawsze czekała, wysłuchiwała. Przypomniałem sobie, jak zaczęła mówić o sobie. O miłości, książkach, denerwujących stereotypach, przyjaźni. Możliwe, że już to wszystko straciłem. Obraziła się na mnie albo, co gorsza przestała we mnie wierzyć. Nie, to nie było możliwe. Zacząłem z całych sił się przekonywać, że to nie prawda. Lęk i wątpliwości sprawiły, że stałem się pewny utraty wiary Annie we mnie. Moje smutne rozmyślania przerwał nagły podmuch wiatru. Nie był mocny. Jego zapach przywodził na myśl kwiaty i świeżo skoszoną trawę. Spojrzałem na Jacka. Mój towarzysz najwyraźniej tego nie wyczuł.
- Jack - zwróciłem się do niego. - Chyba znaleźliśmy Matkę Naturę.

Oczmi Annie:
Leżałam w łóżku, zaczytana. W ręku trzymałam kubek gorącego kakao. Książka pomagała mi oderwać się od ponurej rzeczywistości, przenosząc w całkiem inny fantastyczny świat. Gdy codzienność stawała się nudna, uciekałam do pełnej przygód i akcji krainy, ukrytej wśród słów na kartach lektury. Teraz, gdy Jack odszedł życie stało się jeszcze bardziej męczące niż wcześniej. Każdy dzień został pozbawiony barw. Zakosztowałam czegoś innego, dlaczego więc szkoła miałaby być dla mnie ciekawa. Pogodziłam się już z tym, że Jack nie wróci. Minęło dwa i pół tygodnia. Szkoda. W tak niedługim czasie stał się dla mnie tak ważny. Wszystko stracone. Nagle usłyszałam ciche skrzypnięcie. Pomyślałam, że to David, który, jak zwykle chciał mi opowiedzieć o nowym potworze, którego pokonał w swojej grze komputerowej. Powoli się podniosłam i spojrzałam na drzwi. Były zamknięte. Rozejrzałam się po pokoju. Coś brzdęknęło. Spojrzałam ku źródle dźwięku. Był to klucz w drzwiach. Powoli się obracał, zamykając drzwi. Sparaliżowana ze strachu przypatrywałam się tej niespotykanej scenie. Po chwili przedmiot się zatrzymał i rozsypał się w czarny piach. „O co tu chodzi?” pomyślałam. Nagle drzwi do szafy powoli się otworzyły. Z ciemnej głębi mebla wychynęła chuda koścista dłoń o szarawej skórze i długich palcach. Chciałam wstać, zrobić cokolwiek, ale nie potrafiłam się nawet poruszyć. Mogłam jedynie patrzeć bezradnie, jak z czeluści garderoby wyłania się pistać. Mężczyzna był nienaturalnie chudy i wysoki. Miał czarne nastroszone włosy. Jego oczy były podkrążone, jakby nie spał od kilku dni, a skóra miała niezdrowy szarawy odcień. Nosił długą czarną szatę. Nie widziałam tego człowieka nigdy wcześniej, ale byłam pewna jego tożsamości. Mrok
- Witaj, Annie - powiedział głebokim głosem z promiennym uśmiechem - Już od dawna chciałem się z tobą zobaczyć.
- Czego chcesz? - wyjąkałam. - I dlaczego mnie zamknąłeś?
- Po prostu nie chcę, aby nikt nam przeszkadzał - odparł spokojnie.- A teraz mi powiedz, jak to jest być kolejnym wyrzutkiem.
- O czym ty w ogóle mówisz?
- O nas, Annie. Ile trwało twoje szczęście? Ile minęło, zanim Jack porzucił cię, jak zepsutą zabawkę?
- Wcale mnie nie porzucił! - krzyknęłam. Mrok miał jednak rację. Jack mnie zostawił.
- Wiem, co czujesz. Kiedyś pomagałem Strażnikom. Strzegłem więzienia, gdzie trzymali swych wrogów. Pewnego razu więźniowie pochwycili mnie i namówili do przejścia na ich steonę. Byłem omamiony. Tak stanąłem po stronie Mroku. Czy Starżnikom było przykro? Czy próbowali mnie uratować? Oczywiście, że nie. Znudziłem im się - tu spojrzał na mnie. - Tak, jak ty. Teraz mają nowe zabawki.
- Co?
- Nie powiedzieli ci? Oh, biedna Annie. Szukają nowych Strażników - odpowiedział. Mrok wyjął z kieszeni szaty niewielką szkalną kulę, wielkości piłki tenisowej. Nagle na powierzchni pzedmiotu pojawił się obraz. Jack kucał w wysokiej trawie wraz z jakimś chłopcem w wieku Davida. Przyglądali się kilkunastu młodym dziewczynom, które wesoło tańczyły wokół małego stawu. Na włosach miały wianki. Wszystkie były niespotykanie piękne. Jednak jedna z nich rzucała się w oczy najbardziej. Wyglądała na dwa lata starszą ode mnie. W długie blond włosy powplatane miała trawy kwiaty we wszystkich kolorach tęczy. Jack wpateywał się w tajemnczą piękność z zachwytem. Obraz zniknął.
- I co? - zapytał Mrok.
Spuściałam głowę. Oh, Jack! Jak mogłeś?
- Zazdrosna? - zapytał mężczyzna, ze współczuczuciem klepiąc mnie po plecach. Do oczu napłynęły mi łzy. Nie chciałam, aby Pan Koszmarów widział, jak płaczę. Sama nawet nie wiedziałam, dlaczego to robię. Po prostu ktoś mu się podoba. Cóż w tym złego? Mrok spojrzał na mnie uważnie, a potem nagle zmarszczył brwi.
- Ty... Ty go kochasz - powiedział. Chciałam zaprzeczyć, ale nie mogłam. Tak, to była prawda. Kochałam go i nic nie mogłam na to poradzić. Spuściłam głowę jeszcze niżej. Łzy skapywały na podłogę.
- I co ja mam zrobić? - spytałam z rezygnacją.
- Przyłącz się do mnie - odparł bez namysłu Mrok. - Poakż mu, że nie jesteś od niego zależna. Nie jesteś jego zabawką.
Wyciągnął ku mnie dłoń. Spojrzałam na nią, a potem na twarz mężczyzny. Odepchnęłam jego rękę.
- Aż tak zdesperowana nie jestem - warknęłam. Zaskoczyła mnie wrogość mego głosu.
- Jak chcesz - odparł niezrażony Mrok. - Ale pamiętaj. Ciemność zawsze z chęcią cie przyjmie. Proszę. Myślę, że ci się to przyda. - podał mi szklaną kulę.
- Dziękuję.
- Wystarczy ją potrzeć, a zobaczysz co robi Jack. Ah, i jeszcze to - nagle na mojej dłoni pojawił się klucz do drzwi. Teraz żegnaj. Na razie.
- Mam nadzieję, że już więcej się nie zobaczymy.
- Spotkasz mnie szybciej, niż myślisz - paraknął Pan Koszmarów. - I pamiętaj. Mrok ngdy cię nie odrzuci. W przeciwieństwie do Strażników.
Potem zniknął.

5 komentarzy:

  1. NARESZCIE!!!
    Mamy Mroka! No i więcej akcji niż zazwyczaj. Jeśli chodzi o to co czuła Annie też mam tak czasami :'(
    Bardzo fajny rozdział czekam na next;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie !!!
    Mroczek się pojawił. Biedna Annie ;_; Wpadła po uszy ^^ Ja też mam czasami tak jak Annie >.<
    Weny kochana ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. No, w końcu pan M! Już myślałam, że się nie doczekam!!! Ale fajniej by było, gdyby Annie się do niego przyłączyła, byłoby więcej dramatyzmu! xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Ale zamiast Jacka pisałabym Jack`a :)

    OdpowiedzUsuń
  5. A wszystkich fanów pana M zapraszam do siebie: http://magicaldreams-newrise.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń