poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział XXIX

 No, a więc mam przyjemność zaprezentować Państwu już ostatni, dwudziesty dziewiąty rozdział, kończący opowiadanie. W tym tygodniu wstawię jeszcze post wyjaśniający wszystko, a tymczasem, czytajcie i komentujcie :)

Oczami Jacka:
Oszołomienie i niedowierzanie powoli przemieniały się z nadzieję, aby na końcu rozjaśnić moją twarz szerokim uśmiechem. Zostałem wysłuchany! Księżyc spełnił moją prośbę! Po chwili jednak przyszła mi do głowy myśl, że niekoniecznie o to chodziło. To nie musiało nic znaczyć. Może lampion podstawiony tam przez Jacka O'Lanterna przewócił się i coś zapalił. Może... Nie miałem czasu na domysły. Ominąłem zziajanego Jacka, popędziłem korytarzem i dotarłwszy do schodów na dół, zbyt niecierpliwy aby po nich zbiegać zeskoczyłem, amortyzując upadek za pomocą laski. Mijając zgraje elfów i yeti, w końcu dotarłem do części budynku, w której znajdowało się zarówno zejście do "garażu" z saniami, jak i szklana trumna Annie. Korytarz był niesamowicie jasno oświetlony, blask bił z pomieszczenia, w którym leżała piętnastolatka. Mrużąc oczy wszedłem niepewnie do środka. Na początku nie widziałem nic, jedynie oślepiającą biel. Po chwili moje oczy zaczęły się przyzwyczajać do światła. Zarejestrowałem wykute w kamieniu ściany, a potem dostrzegłem źródło blasku. Wciąż nie mogłem zobaczyć niczego wyraźniej. Jak na zawołanie, blask zaczął słabnąć, aby po chwili całkowicie zniknąć. Unosiła się kilka centymetrów nad ziemią jakby nie chcąc brudzić stóp zakurzoną posadzką. Tuż na przeciwko mnie. Wyglądała jednocześnie podobnie i obco. Niby ta sama twarz, te same włosy i wzrost, ale pełnie niewielkich różnic. Jej włosy sięgały teraz nie ramion, a pasa, wciąż jasne i delikatnie pofalowane, jednak w nieco innym odcieniu. Wcześniej ciepłe, miodowe, teraz lekko lśniły i miały chłodniejszą barwę, przywodzącą na myśl światło księżycowe w pogodną noc. Rzęsy były dłuższe i ciemniejsze, skóra bledsza, ale nie chorobliwie biała, jak wtedy gdy była pod działaniem klątwy Mroka, lecz gładka i promienna. Na czole miała diadem, powstały ze splecionych srebrnych drucików z umieszczonym pośrodku półprzeźroczystym kamieniem w kształcie kuli Księżyca. Rzucał on delikatne refleksy na wszystko wokół. Ubrana była w ciemnogranatową asymetryczną suknię, haftowaną na brzegach srebrną nicią. Z przodu sięgała tuż przed kolano, a potem stopniowo wydłużała się, tworząc z tyłu długi, ciągnący się po ziemi tren. W talii szata spięta była srebrnym paskiem. Pośrodku dekoltu miała niewielkie okrągłe wycięcie, natomiast od prostych ramiączek sukni odchodziły paski materiału, opadające do połowy ramienia i łączące się z resztą kreacji na plecach. Jej stopy były bose. Całość wyglądała jednocześnie efektownie i prosto. Nie mam pojęcia jak w takim momencie mogłem zwracać uwagę na szczegóły jej ubioru i wyglądu. Najważniejsze było to, że stała tuż obok mnie. Jednak łapczywie chłonąłem każdy detal z nią związany, jakby chcąc wynagrodzić sobie ból jej wcześniejszej straty. Ta srebrno-granatowo-biała postać wyglądała tak niesamowicie, że aż nierealnie. W końcu jednak dziewczyna powoli uniosła powieki i stwierdziłem, że oczy również zmieniły nieco kolor. Były teraz ciemniejsze, prawie tak granatowe jak suknia. Poczułem niepokój. Wszystko się w niej zmieniło. Może nie jest to już to ta sama osoba. Może Księżyc nie tylko przywrócił jej życie, ale również zupełnie zmienił. Może to nie była już moja Annie. Wtedy jednak jej spojrzenie spoczęło na mnie. Jej oczy zabłyszczały niczym gwiazdy, a usta rozchyliły się w uśmiechu. Wtedy byłem już pewny, że to była ona. Tylko stara Annie umiałaby się tak uśmiechać. Dziewczyna nie przestając patrzyć się na mnie delikatnie dotknęła stopami ziemi i rzuciliśmy się sobie w obięcia. Objęwszy mnie za szyję, wcisnęła głowę w moje ramię. Ja obiąłem ją w talii. Staliśmy tak w ciszy dopóki nie zjawili się pozostali Strażnicy. North, Ząbek, Piasek, Zając, Matka Natura i Jack wcisnęli się w wejściu, z niedowierzaniem przyglądając się dziewczynie, którą trzymałem. Z niechęcią puściłem ją, aby reszta również mogła się z nią przywitać. Annie z uśmiechem powitała pozostałych, co chwilę jednak zerkając na mnie, jakby chciała się upewnić czy nie zniknąłem. Sprawiło mi to straszną przyjemność.
- To jak, Annie? - zapytała pełna podekscytowania Wróżka Zębuszka. - Jak to się stało?
Dziewczyna spoważniała i usiadła na swojej trumnie.
- No więc to trochę dziwna historia. Ja czułam się... Jakbym spała. Był to jednak sen bez żadnych snów, jedynie czerń. Wszędzie. Potem jednak pojawił się Księżyc i rozproszył ciemności.
Uśmiechnąłem się. Pamiętam moje pierwsze chwile jako nieśmiertelny duch mrozu. Wszystko było takie mroczne i zimne, a ja się strasznie bałem. Potem jednak pojawił się Księżyc. Przyniósł nadzieję i ulgę.
- Pokazał mi obrazy, których nie rozumiałam. Moje bezwładne ciało z czarnym ostrzem wystającym z piersi, ja leżąca pod szklaną nakrywą i twarze, masę twarzy. Waszych. Pełnych bólu i rezygnacji. Nic z tego nie rozumiałam. Ale potem pojawiły się słowa i zaczęłam rozumieć co się zdarzyło gdy "spałam". Tak bardzo chciałam się wydostać, wrócić do was, ale czułam się jak pisklę uwięzione wewnątrz jajka, odzielone od świata skorupką. Nic nie mogłam zrobić. Księżyc ponownie pokazał mi różne sceny, tym razem dotyczących mnie samej. Kim będę, kim jestem.
- Kim? Strażnikiem? - wyrwało się O'Lanternowi.
- Nie - odparła ku zaskoczeniu wszystkich dziewczyna. - Nie jestem Strażniczką.
Zapadła cisza. Wszyscy, w tym również i ja, umierali z ciekawości aby dowiedzieć się jaką istotą jest Annie. Żadne  z nas jednak nie miało odwagi przerwać milczenia i zapytać się.
- Ty... Jesteś nimfą, prawda? - niepewnie odezwała się w końcu Rosalie.
- Tak, jestem. Skąd wiedziałaś? 
Zaskoczony spojrzałem na Annie. Nimfa? Jedna z poddanych Matki Natury?
- Jestem przyjaciółką i siostrą nimf - zaczęła wyjaśniać Strażniczka. - Pomagają mi opiekować się przyrodą. Spędziłam z nimi bardzo dużo czasu i znam je bardzo dobrze. Potrafię wyczuć nimfy tak samo jak i Strażników - Rosalie potrafiła rozpoznawać różne istoty, pamiętam. Podczas naszego pierwszego spotkania od razu stwierdziła, że jestem nieśmiertelny. Ja również od razu poznałem ją po magicznej aurze, jednak dalej nie miałem pojęcia jak to działa. - Masz to coś co ma każda nimfa, jednak znacznie się różnisz od pozostałych. Masz dużo większą moc i... Nie jesteś duchem przyrody.
Annie pokiwała głową i uśmiechnęła się, pełna podziwu dla tej jakże trafnej obserwacji. Czułem się zagubiony. O co w tym wszystkim chodziło? Na szczęście, mały Jack, będący jeszcze bardziej ciekawski i niecierpliwy niż ja, zapytał:
- Czy może mi ktoś wyjaśnić co się dzieje?
Annie zaśmiała się.
- Jestem nimfą, tak jak stwierdziła to Rose. Jednak nie taką znowu zwyczajną. Każdy z was, Strażników ma swoją specjalność. Coś co go określa, coś co najbardziej ujmuje go u dzieci i to to chce najbardziej u nich chronić. U Mikołaja jest to zachwyt. Patrzysz pełen niego na każdy podarek jaki przygotujecie dla maluchów, aby one później również zachwycone zaczęły się nim bawić, prawda, North? Wielkanoc to nadzeja, nic dziwnego więc, że Zając to jej patron, obserwujący jak dzieci oczekują malowanego jajka pod każdym krzaczkiem, szukając pisanek. Każdy stracony ząb to jedno wspomnienie, kolekcjonuje je więc wspaniała Wróżka Zębuszka, królowa wspomnień. Piasek z miłością patrzy na twory dziecięcej wyobraźni, przygody, które przeżywają z zamkniętymi oczami i głową na poduszce. Dlatego też jest patronem snów i marzeń sennych. Dzieci śmieją się dużo częściej niż dorośli, to chyba jeden z najoczywistszych na świecie faktów. Robią to naprawdę często, dlatego i ich cudowny śmiech ma swego opiekuna. Jacka O'Lanterna, który jednocześnie będąc duchem Halloween pokazuje, że nawet najgorsze zjawy i potowory pod wpływem dziecięcych chichotów zamieniają się w świetną zabawę. Zabawa. I ona urzekła Strażnika. Bitwy na śnieżki, jazda na sankach i lepienie bałwana. Zima jest pełna zabaw i harców. Jack, zimowy duch, kocha zabawę! 
Annie spojrzała na mnie, a ja starałem się uśmiechnąć, co zapewne bardziej przypominało grymas. Posłałem jej pytające spojrzenie. O co jej chodziło? Do czego zmierzała ta emocjonująca przemowa? Ona w odpowiedzi pokiwała niezauważalnie głową, jakby chcąc powiedzieć, że mam spokojnie poczekać, a się dowiem.
- Jednak dzieci nie bawią się tylko zimą, one potrafią zająć się sobą zawsze, i wiosną, i latem, i jesienią gdy liście przybierają kolorowe szaty. Wtedy to, Matka Natura sprawuje pieczę nad roślinami, zwierzętami i pogodą. Dziewczynki lepią wianki, a chłopcy ścigają się na łące. I choć pod opieką rodziców, są na swój sposób wolne. Tej dziecięcej wolności broni Rosalie.
Spojrzałem na Naturę. Nic nie wspominała o tym, że odkryła swoją dziedzinę. Chyba nikomu nic nie wyjawiła, bo każdy spojrzał teraz na nią, a ona zarumieniła się i spuściła głowę, skrywając twarz za firanką prostych jasnych włosów. Rozumiałem. Nie chciała w trakcie tych trudnych chwil opowiadać o dziecięcej radości i tak dalej. Nie zważając na Strażników, Annie kontynuowała.
- Wszyscy razem macie wielką moc i potraficie oprzeć się najmroczniejszym koszmarom, zagrażającym dziecięcym sercom. Jednak nawet cała wasza siódemka, potężnych nieśmiertelnych istot, nie może równać się z potęgą jaką ma Księżyc. On to mianuje nowych Strażników i choć tak daleko, stara się pozostać nam wszystkim bliski. Po co ta cała przemowa? Otóż tu mowa będzie o mojej roli. A mianowicie Księżyc ma tyle spraw na głowie, że nie może cały czas słuchać waszych próźb i pytań. Chyba, że jesteście naprawdę natrętni - tu mrugnęła do mnie porozumiewawczo. - Dlatego też zadecydował on, że będę kimś w rodzaju pośrednika. Obdarzył mnie umiejętnością rozmawiania z nim w myślach i jest to dla niego kontakt wielkiej wagi, więc zawsze odpowie. Nigdy nie mieliście okazji zrozumieć Księżyc. Teraz macie asa w rękawie, pomoc tak nieocenioną, że  nie potrafię wręcz tego ująć w słowa.
- Ach ta skromność - zamruczał z przekąsem Zając.
- Haha, bardzo jesteś zabawny - Annie wystawiła do niego język. - Dobrze wiesz, że mówiąc o atucie nie mam na myśli mnie, tylko Księżyc. Wracając do waszego poprzedniego pytania, jestem nimfą. Nimfą księżycową. 

Oczami Annie:
Siedzieliśmy obydwoje w wielkim czerwonym fotelu, Jack na podłokietniku, ja na siedzeniu. Oglądaliśmy książkę zatytuowaną "Skarby Przyrody". Przewijaliśmy kartki, patrząc na zdjęcia pięknych widoków, niesamowitych miejsc, o odwiedzeniu których zawsze marzyłam. Niektóre z nich rozpoznawałam, ponieważ uczyliśmy się o nich na geografii lub sama o nich czytałam. Opowiadałam wtedy co wiedziałam, a Jack uśmiechał się, wznosząc oczy ku niebu. Na kolnej stronie znajdowało się stosunkowo niewielkie zdjęcie przedstawiające czarne kolumny z bazaltu, ustawione jedna przy drugiej. Droga Olbrzymów w Irlandii. 
- Czy Księżyc cały czas słyszy co myślisz? - zapytał nagle Jack.
- Nie - odpowiedziałam zaskoczona jego pytaniem. - To trochę jakby... W mojej głowie były zamknięte drzwi, które mogę otworzyć w każdej chwili, a on będzie tam czekał. Słyszę też jego pukanie. A co cię tak to interesuje?
- No wiesz... - odparł chłopak z łobuzerskim uśmiechem na ustach. - Jakoś nie marzy mi się aby ktos siedział dwadzieścia cztery godziny na dobę w twojej głowie.
Potem nachylił się do mnie i pocałował w nos. Zachichotałam. Minęły dwa dni odkąd stałam się nieśmiertelna, teoretycznie wszystko się zmieniło, ale wciąż czułam się jak dawniej. Przewróciłam kartkę. Prawie całą następną stronę zjamowała fotografia bezkresnego pola wrzosu, ciągnącego się aż po horyzont. Fioletowe roślinki wyglądały tak tajemniczo. Spojrzałam na podpis obrazka: wrzosowisko Luneburg w Niemczech. Westchnęłam.
- Jakie to piękne.
Jack spojrzał na zdjęcie i pokiwał głową w zamyśleniu. Po chwili zerwał się i stanął przede mną.
- Chciałabyś tam kiedyś być, prawda?
- Tak - odparłam bez wahania. - Jak i w stu innych miejscach. Świat jest przecież taki piękny!
- To może... Chciałabyś tam pojechać? Teraz?
Spojrzałam na niego zaskoczona. Wtedy wyjął z kieszeni bluzy niewielką kulkę śnieżną. Jasne. Teleportacja za pomocą kuli Northa. Już miałam odpowiedzieć, że tak, gdy wpadłam na coś.
- Mikołaj ci tego nie dał sam z siebie, prawda? - spytałam podejrzliwie. Jack wzruszył ramionami.
- Nie będę walczyć ze swoją naturą. Dlatego też dobrze, że Księżyc nie słyszy - mrugnął do mnie, a ja się zaśmiałam.
- No cóż, jeśli już masz tę kulę... Nie mamy nic do stracenia.
Jack pokiwał głową, potrząsnął przedmiotem i rzucił nim, otwierając portal.
***
Za naszymi plecami zachodziło słońce. Luneburg było jeszcze piękniejsze niż w książce. Patrzyłam przed siebie, ściskając dłoń Jacka.
- Teraz już wszystko będzie dobrze, prawda? - zapytał chłopak po kilku chwilach milczenia. Spojrzałam na niego. Światło sprawiało, że jego białe włosy iskrzyły się jak śnieg na słońcu. Nie byłam tak optymistycznie nastawiona do przyszłości jak on.
- No nie wiem - odpowiedziałam. - A co jeśli któremuś z nas coś się stanie? A gdy Czarny Pan powróci?
- Nie powróci przez co najmniej kilkaset lat - zapewnił Strażnik.
- Jesteśmy nieśmiertelni, więc czy jutro, czy za kilka wieków, tak czy tak, będziemy musieli z nim znów walczyć. Co wtedy? 
- Wtedy - powiedział Jack. - Pokonamy go tak jak zawsze. Jesteśmy silniejsi niż kiedykolwiek. Nas, Strażników jest siedmioro. W dodatku mamy ciebie.
Ścisnęłam mocniej jego dłoń.
- Masz rację, przepraszam.
On pokiwał głową i zamyślił się. Nagle przyszła mi niesamowita ochota ruszyć przed siebie.
Pochyliłam się nad Jackiem tak, że mówiąc muskałam jego chłodną skórę wargami.
- Jesteś duchem wiatru, tak? - wyszeptałam mu do ucha. - Zobaczymy czy jesteś tak szybki.
Pocałowałam go przelotnie w usta i pobiegłam na zachód.
- Złap mnie jeśli potrafisz! - krzyknęłam. Gdy ruszył za mną, chwyciłam brzeg sukni, aby mniej ograniczała mi ruchy. Diadem zostawiłam w Bazie, ale sukni zmienić nie mogłam, bo po przemianie wszystkie moje ubrania "magcznie" wyparowały. Ja z Jackiem, para nieśmiertelnych istot, biegliśmy po niemieckich wrzosowiskach. Goniliśmy zachodzące słońce.


3 komentarze:

  1. Wzruszyłam się, jeśli można się wzruszyć z radości.
    Annie wróciła. TAK!!! Nimfa księżycowa - ale masz pomysły... Jack i Annie są szczęśliwi, Strażnicy szczęśliwi, Księżyc pewnie też. Happy end na całości.
    Ale mimo wszystko jedna rzecz mnie smuci - to już koniec. Mam nadzieję, że niedługo przyjdzie Ci pomysł na kolejne opowiadanie, bo osobiście uwielbiam Twój styl pisania.
    Nie wiem, co mogę jeszcze napisać. Jakoś dzisiaj nie mam weny, by pisać kilometrowe komentarze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Powrót Annie był magiczny. Dosłownie :) Rozdział cudowny, do tego wcześnie opublikowany. Szkoda że to koniec. Zaczynaj pisać kolejnego bloga, bo twoje opowiadania są boskie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. *.* <333 wow !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Ymm nie wiem co powiedzieć. aż spadła z krzesła gdy to czytałam. jestem pod wielkim wrażeniem ~.~ w dodatku cały czas się głupio uśmiechałam, aż mama zwróciła mi uwagę bym zamknęła buzię xD Myślę, że jest to jeden z najlepszych blogów o Jack Froście jaki czytałam :
    Buziaki Verba

    OdpowiedzUsuń